A A A

Dwie kultury

Niedawno odwiedziłem z rodziną miasto Sandomierz. Na rynku Starego Miasta odbywały się właśnie uroczystości stulecia miejscowej straży pożarnej. W ich ramach harcerze zaprezentowali tańce dawnej Polski i Europy. Tancerze występowali w strojach z poszczególnych epok.

Widowisko to niespodziewanie mną wstrząsnęło. Bezpośrednią przyczyną tego wstrząsu był widok grupki młodzieży obserwującej ten pokaz tak jak my. Przez kilka minut przenosiłem wzrok z młodych tańczących z gracją i namaszczeniem dziewcząt ubranych w długie, powłóczyste i eleganckie suknie będące swego rodzaju dziełami sztuki i młodych, towarzyszących im eleganckich mężczyzn na grupkę, jak zdałem sobie teraz sprawę, kocmołuchów obojga płci.

Słuchając pięknej, klasycznej muzyki, która była z założenia muzyką taneczną wyobraziłem sobie też te kocmołuchy jak w tych spranych dżinsach i powyciąganych podkoszulkach podrygują na dyskotece w rytm bicia murzyńskich bębnów i zawodzenia współczesnych wyjców. Co za czasy. Co za obyczaje. Kudy nam do przodków. Gdzież ta nasza wielka kultura?

W tym momencie przypomniałem sobie też jedno ze słowackich przeżyć. Latem szliśmy z żoną boczną uliczką znanego uzdrowiska Rajeckie Teplice i zobaczyliśmy w jednym z ogródków następujący obrazek. Na trawie, w otoczeniu ozdobnych krzewów i kwiatów stał drewniany stół i wygodne wiklinowe krzesła. Siedzieli na nich mężczyzna i kobieta w średnim wieku. On w białym jak śnieg garniturze. Ona w białej, długiej do ziemi sukni i kapeluszu z szerokim rondem. Siedzieli nieruchomo, zasłuchani. Gdzieś z domu dochodziła dyskretnie muzyka Mozarta.

Kilkaset metrów dalej grupa kocmołuchów raczyła się hałaśliwie piwem przy plastikowych stolikach trzeciorzędnego baru przekrzykując się przez łomot, który dochodził z wiszących na ścianie głośników.

Serce boli i tęsknota doskwiera. Myślę, że warto takie tęsknoty przekuwać w czyn i na miarę naszych możliwości nasycać nasze życie tą kulturą, która życie opromienia pięknem i wielkością.

Stanisław Krajski