A A A

Jerzy Szaniawski – takt i nietakt

Urodzony w 1886 r. pierwszy okres wielkości i sławy przeżywał w latach dwudziestych. Jego dramaty miały tak uniwersalną i poza światopoglądową wymowę, że zachwycał ludzi różnych orientacji. Grano je bez przerw w wielu teatrach. Jego miłośnikiem był nawet Boy-Żeleński znany ze swych lewicowych ciągot.

 

W okresie międzywojennym napisał 9 dramatów, jedną powieść i jeden zbiór opowiadań, w tym takie znane sztuki jak: „Murzyn”, „Ptak”, „Adwokat i róże”. Bezpośrednio po wojnie w 1946 napisał „Dwa teatry”. Do roku 1970, roku jego śmierci ukazały się tylko 4 dramaty i dzieło, które przyniosło mu nową sławę – dwutomowy zbiór opowiastek o Profesorze Tutce. Był jednym z nielicznych twórców, którzy nie podali się naciskom stalinizmu. Przez długie lata niczego nie pisał i wycofał się z życia kulturalnego i społecznego.

 

Dziś nie wystawia się jego sztuk i mało się o nim pamięta, co jest niezasłużone i zaskakujące. Warto przynajmniej powracać do jego „Profesora Tutki” i książki „Profesor Tutka – nowe opowiadania”. Książki te są jakby napisane na dzisiejszy czas. To króciutkie, kilkustronicowe opowiadanka dotyczące często spraw szerokorozumianej kultury zakończone jakimś krótkim mądrościowym podsumowaniem czy złotą myślą głównego bohatera.

Zajrzyjmy do choćby dwóch opowiadań. W jednym z nich zatytułowanym „Uprzejmość i hipokryzja” Profesor Tutka udaje się do teatru i przesypia całe przedstawienie. Budzą go oklaski. Klaszcze najgłośniej ze wszystkich. Znajomy zarzuca mu hipokryzję. Profesor Tutka stwierdza: „Jeżeli oklaskiwałem to czego nie widziałem, jeżeli dziękowałem za to, czego nie otrzymałem, świadczy to tylko o uprzejmości czystej, bezinteresownej. Czystość intencji i bezinteresowność trudno jest kojarzyć z hipokryzją”.

W opowiadaniu „Takt i nietakt” Profesor Tutka podaje przykłady tych dwóch zjawisk. Pewnego razu był na prywatnym przyjęciu, na którym grała wielka pianistka. Gdy odeszła od fortepianu zasiadł przy nim młody człowiek i zaczął grać na żenującym poziomie. Tutka nazwał go w myśli cymbałem kojarząc tę sytuację z koncertem Jankiela z „Pana Tadeusza”, po którym żaden cymbalista nie próbował już grać. Wszyscy uczestnicy przyjęcia byli tym nietaktem oburzeni aż do momentu, gdy powróciła do fortepianu wielka pianistka i zrobiła coś takiego, że Profesor Tutka dopiero teraz sobie uświadomił co to znaczy być naprawdę taktownym. Pianistka ta zaczęła się śmiać, klaskać i „z wielkim zainteresowanie prosiła chłopca o jeszcze”.

Stanisław Krajski