A A A

Niech nasze życie to będzie Wielkie Wydarzenie. Ze Stanisławem Krajskim rozmawia Agnieszka Jantos

uczennica prywatnego gimnazjum w Tarnowskich Górach, w którym Stanisław Krajski przeprowadził kilkugodzinny kurs z zakresu savoir. vivre

Skąd u Pana Doktora zainteresowanie tematem savoir vivre?

To długa historia. Wychowywała mnie w znacznej mierze babcia ze strony matki Regina Hrom, która pochodziła z rodziny ziemiańskiej. Zaszczepiła mi wiele wartości ziemiaństwa, w tym przywiązanie do savoir vivre i etykiety. Jako jedenastolatek bardzo się łobuzowałem i matki moich koleżanek nie pozwalały im się ze mną bawić. Raz jedna z nich spotkała mnie samego w operze, gdy wchodziłem na salę ubrany w garniturek, w białej koszuli, pod krawatem, z białą chusteczką w kieszeni marynarki na piersi. Była zaskoczona, oczarowana. Od następnego dnia mogłem bawić się z jej córką i zapraszano mnie do ich domu. Gdy miałem 12-13 lat, a rodzice wyjeżdżali gdzieś na kilka dni zostawiali mnie samego i zostawiali mi pieniądze na jedzenie. Wydawałem je bardzo oszczędnie i chodziłem na obiady do najlepszych restauracji w Warszawie. Pamiętam jak pewnego razu, gdy miałem 13 lat, siedziałem sam przy stole w chińskiej restauracji i jadłem czterokolorowe mięso. Dosadzono do mnie starsze małżeństwo, które patrzyło na mnie trochę zaszokowano. „Dobiłem” ich, gdy przyszedł kelner i powiedział, że należy się, pamiętam jak dziś, 52.00 zł, a ja pańskim gestem dałem mu trzy banknoty po 20 zł i powiedziałem: „Reszty nie trzeba”.

Potem zacząłem, szczególnie, że trwał prostacki PRL, a ja egzystowałem na skraju ubóstwa, gubić gdzieś powoli te dobre maniery.

Pewnego dnia, już po 1989 r., pojechałem z rodziną na Słowację i tam w jednym z kurortów zobaczyliśmy, idąc boczną uliczką, małżeństwo średnim wieku (ona w białej sukni do ziemi i białym kapeluszu z szerokim rondem, on w białym garniturze i białym kapeluszu) siedzące w pięknym, pełnym kwiatów, ogrodzie przy wiklinowym, nakrytym białym obrusem, stole popijające zmrożonego szampana i słuchające muzyki Mozarta dobiegającej dyskretnie gdzieś z domu. Ten widok mną wstrząsnął, coś ważnego mi przypomniał. Zacząłem przypominać sobie wszystkie zasady, czytać książki na ten temat i tak się zaczęło.

Czy osobiście zawsze i wszędzie Pan przestrzega tych reguł?

Staram się jak mogę. Pewnych konkretnych problemów z zakresu etykiety nie da się rozwiązać bez dużego domu, odpowiednich serwisów itp. Brakuje mi zatem, z przyczyn finansowych, pewnych standardów. Najważniejszy jednak w savoir vivre jest duch i robię wszystko, by wyznaczał on moje codzienne i odświętne życie.

Czy przestrzeganie wszystkich reguł w ogóle jest możliwe?

Oczywiście, że jest możliwe. To są reguły pięknego, szlachetnego życia. Zawsze wszystko w naszym życiu może być piękne i szlachetne. Czasami tylko może nam zabraknąć pieniędzy na pewne „gadżety”.

Jak przestrzeganie zasad dobrego wychowania wpływa na nasze życie?

Na pewno to życie jest łatwiejsze i staje się bezkonfliktowe i jest w nim więcej uśmiechów i serdeczności. Savoir vivre to taka sztuka życia, która powoduje, że staje się ono nadprzeciętne, nawet rzeczy małe stają się w jakiś i sposób wielkie i piękniejsze. Savoir vivre to sztuka życia eleganckiego i szlachetnego.

Co jeszcze Pan Doktor chciał powiedzieć nam jako uczniom?

No cóż. Nasze ludzkie życie jest bardzo krótkie i nie warto go marnować na małe, liche sprawy i nie można dopuszczać, żeby to, co małe, płaskie, małoduszne w nim w taki czy inny sposób królowało. Niech nasze życie to będzie Wielkie Wydarzenie i niech wszystko, co pozornie małe będzie w nim takie jakby było wielkie. W wielki sposób róbmy małe rzeczy i kierujmy się Wielkimi Wartościami.

Dziękujemy za pouczającą lekcję "sztuki życia".

===========================================