A A A

Życie towarzyskie tańsze i bogatsze - materiał z 1937 r.

Proszę sobie wyobrazić, że któraś z nas zatelefonuje do dziesięciu znajomych osób i zaprosi je do siebie na wieczór, zaznaczając, aby przyszli już po kolacji! Będzie to w naszych stosunkach towarzyskich rewolucja. Połowa osób nie zrozumie, o co nam chodzi, inni nas obgadają, dostaniemy miano skąpców lub nie znających się na formach. A przecież w niejednym kraju za granicą zapraszają nas w ten sposób i zamiast gorącą czy zimną kolacją częstują niesłychanie ciekawą rozmową z wybitnymi intelektualistami. Jestem skłonna nawet do wygłoszenia pochopnej, więc może nieścisłej, syntezy, ze zapraszanie gości na obfite posiłki ma przede wszystkim miejsce tam, gdzie spotkania towarzyskie pozbawione są strawy duchowej. Kontaktom intelektualnym wystarczy bowiem nawet ,,pół czarnej”.

Proszę nie przerażać się tym jaskrawym wstępem. Nie nawołuję bynajmniej do częstowania gości wyłącznie np. wodą sodową, chcę tylko zwrócić uwagę na pewne dysproporcje, jakie niewątpliwie cechują nasze życie towarzyskie. Ileż pań domu zapraszając gości myśli tylko o tym, co im poda do jedzenia, a nie o tym, jak wytworzyć odpowiednią atmosferę umysłową tego zebrania. Przyjemnie oczywiście mieć sławę świetnej gospodyni, u której jedzenie jest zawsze znakomite, czy to ma być jednak wystarczające dla zaspokojenia naszych ambicji jako pań domu?

A poza tym owe dobre kulinarne przyjęcia są jednak kosztowne; nie możemy więc przyjmować tak często, jakbyśmy chcieli. I oto regulatorem naszych stosunków towarzyskich staje się nie czynnik duchowy, a materialny. Tymczasem, jeżeli obniżymy stopę naszych przyjęć, będziemy mogli widywać się z przyjaciółmi częściej. Podając jedzenie skromniejsze, musimy zdobyć się za to na inny wysiłek — musimy tak zestawić listę gości, aby wszyscy czuli się dobrze i mieli sobie wzajem coś do powiedzenia. Dobrze jest nawet przygotować tematy rozmowy, uprzedzając np. jednego z zaproszonych, że wszyscy będą mu wdzięczni, jeżeli opowie o swojej ostatniej podróży itp. Oczywiście wyciąganie ludzi na rozmowy z zakresu ich pracy zawodowej należy uważać za nietakt, trzeba natomiast wiedzieć, jakie są zamiłowania i zainteresowania specjalne naszych gości.

W Anglii np. pani domu przedstawiając gościa mówi; „pan taki a taki, jego specjalnym umiłowaniem jest to a to”. To umiłowanie specjalne określa się w języku angielskim jako ,,hobby”, co znaczy po prostu „konik”. Bałabym się jednak przedstawiając swoich gości, użyć określenia polskiego, że to a to jest „konikiem” tej pani. Do tego tematu rozmów towarzyskich chciałabym jeszcze kiedy powrócić, dziś podkreślę tylko konieczność przygotowania tego, co nazywam „strawą duchową” zebrania towarzyskiego, a co zależy w najwyższym stopniu od doboru osób zaproszonych.

Wróćmy do sprawy obniżenia stopy materialnej naszych przyjęć. Wprawdzie karnawał dobiega już końca, ale jeszcze nieraz będziemy w nim chciały potańczyć, a że zielony karnawał wcześnie się w tym roku zacznie, więc na niedługi okres odłożymy nasze niezrealizowane projekty zabaw. Bale publiczne, zaczynające się o północy, dobre są dla tych, co mogą potem spać do południa, ale są niedostępne dla ludzi pracy. Tłoczne dancingi już nam się przeważnie znudziły i wielu ludzi wzdycha dziś do dawnych zabaw, dawnych prywatnych wieczorków, które dzisiaj stały się rzadkością. Na zanik tego typu zabaw wpłynęła i ciasnota naszych mieszkań i obawa przed dużymi kosztami. Jeżeli jednak w danym kółku towarzyskim znajdzie się choć jedna osoba posiadająca trochę większe mieszkanie, to proponuję stworzenie typu zabaw składkowych.

Taki prywatny wieczorek składkowy, trwający od siódmej do dwunastej, będzie na pewno milszą rozrywką niż bal czy dancing. Koszt podobnej zabawy będzie znowu zależał od strony kulinarnej. Jeżeli jednak zrezygnujemy z indyka w maladze wśród powodzi innych potraw, a ograniczymy ilość dań np. do zimnego mięsa, sałatki, bigosu i owoców, to koszt przyjęcia może nie przekroczyć trzech złotych od osoby. Poważniejszą rubryką będzie koszt muzyki, jeżeli patefon nam nie wystarczy. Wtedy oczywiście musimy podwyższyć nieco składkę, opłacając z niej honorarium grajka. Naturalnie ten rodzaj zabaw wymaga więcej zachodu niż pójście na dancing; trzeba przygotować owo skromne jedzenie, gdyż przyrządzone w domu będzie znacznie tańsze, trzeba namówić grono osób, zebrać składkę itd. Musi się tym zająć parę osób. Proszę mi jednak wierzyć, że owo trochę kłopotu na pewno się opłaci i że taka zabawa zostawi jak najmilsze wspomnienia.

Przy tych obniżonych kosztach zabawy wykluczymy naturalnie napoje alkoholowe, a przede wszystkim wino. Wino dobre jest za drogie na naszą przeciętną kieszeń, a tanie wino jest tak niesmaczne i zostawia taki „katzenjammer”, że lepiej obejść się bez niego. Sprawa wódki natomiast stanie się na pewno przedmiotem ożywionej dyskusji osób organizujących zabawę. Oczywiście, jeżeli kogoś nie stać na wesołość bez sztucznej podniety alkoholowej, to nie bardzo nadaje się do zespołu, który chciałby bawić się szczerą, młodzieńczą wesołością. Jeżeli już nie umiemy bawić się bez alkoholu, to lepiej poddać się kuracji, bo coś z naszym systemem nerwowym musi być nie w porządku. Zresztą pozostawiam tę sprawę do uznania organizatorów zabawy, zachęcając jedynie do innowacji i w tej dziedzinie.

Kiedy jednak wejdziemy w okres W. Postu i co za tym idzie w okres intensywniejszego brydżowania, — bo tak już ułożyły się zwyczaje naszej epoki - powstanie znowu sprawa kosztów przyjęć. Jeżeli lubimy grać w brydża, który istotnie przy pewnych typach pracy zawodowej odgrywa rolę dobrej rozrywki, (o ile nie jest nadużywany), to znowu przerażają nas koszta nie tyle ewentualnej przegranej, ile przyjęcia. I tu można by wprowadzić inne zwyczaje. Jeżeli brydż ma być istotnym celem naszego zebrania, a nie pretekstem do przyjęcia towarzyskiego, to doskonale możemy się umówić z partnerami, aby przyszli do nas po kolacji na ,,króciutkie trzy robry”. Zwłaszcza dzisiaj, gdy wiele osób nie jada wcale kolacji ze względów dietetycznych, lub gdy inni ograniczają wieczorny posiłek np. do owoców lub mleka, każdy woli zjeść kolację u siebie, niż być zmuszanym do spożywania tego, co mu nie służy.

Jeżeli jednak wielkopostny okres pokuty zechcemy zaznaczyć czym innym niż brydżem, wtedy powstanie sprawa nowego typu kontaktów z ludźmi.

Wanda Ivankowa

(przedruk z: „Pani Domu” nr 3 z 1 lutego 1937)