A A A

Teksty ze starego bloga

24.06.2010

Mój blog przestał istnieć. Zaraz wyjaśnię dlaczego. Na razie materiały z niego będą w tym miejscu. Jutro wyjeżdżam na urlop i nie zdążę w tym czasie skonstruować nowego bloga. Zrobię to po powrocie w początkach sierpnia 2010.

17 listopada 2009 roku otrzymałem od redaktorki netbird.pl propozycję poprowadzenia bloga na nertbird – nowym portalu poświeconym dobrym obyczajom i tradycji. Przystałem na ta propozycję. Współpraca miała być, jak to zrozumiałem, wieloletnia, bezterminowa. Zacząłem wypełniać bloga, przyzwyczaiłem się do etgo, polubiłem to. I teraz zaglądam do niego, by dokona nowego wpisu znajduję pod tym adresem sklep i informację: Od 21.06.2010 domena netbird.pl przekierowywuje do naszego sklepu XXLsklep.pl. Zapraszamy na zakupy”.

Dziś dotarł do mnie datowany na 23 czerwca e-mail o następującej treści:

Szanowny Panie,
z przykrością informuję, że podjęta została decyzja o zamknięciu portalu
netbird.pl. Bardzo dziękuję za Pana wkład w jego rozwój i udaną współpracę.
Pański blog był ciekawym i chętnie czytanym przez naszych użytkowników
elementem portalu. Zapewne natknął się Pan już na komunikaty o zamknięciu portalu natomiast sadzę, że dla Pana jako naszego współpracownika należy się kilka słów uzasadnienia tej decyzji. W założonym czasie dwóch lat, przeznaczonym na rozruch portalu nie udało nam się uzyskać założonej liczby użytkowników, która rokowałaby na dalszy rozwój portalu i bezpieczne zaplecze pozwalające kontynuować nasze działania. W związku z powyższym podjęta została decyzja o jego zamknięciu.

Trochę to późno i nie mam już żadnego pola manewru, by uruchomić teraz blog. Coś tu jednak jest nie tak, jak być powinno. Czegoś mówiąc delikatnie tu zabrakło. Można było mnie o tym poinformować tydzień czy dwa tygodnie wcześniej. No cóż takie bywa życie, tacy bywają ludzie.

Nie mam dostępy do tych czytelników bloga, którzy pisali do mnie zdawali mi pytania. Na te pytania, które zdążyłem wyciąć i wkleić w pliki w swoim komputerze odpowiadam ( chodzi o jedno pytanie dotyczące architektury). Jeśli ktoś zadał mi pytanie i nie może doczekać się odpowiedzi oznacza to, że nie mam do niego dostępu.

A ot, nieuporządkowane z braku czasu, materiały z bloga) Będę tu w miarę możliwości (podczas urlopu nie będę miał raczej dostępu do Internetu) dokonywał do sierpnia nowych wpisów. Zapraszam jeszcze raz do nowego bloga, ale to już w sierpniu.

24.06. 2010 Savoir vivre i architektura

Na materiał pt. „Jak niebogato pięknie żyć? - część II – wielmożność” zareagował, w sposób dla mnie zaskakujący, czytelnik, który przedstawił się jako Przemysław: „Panie doktorze, wspomniał Pan w poprzedniej części cyklu o poprawnym rozplanowaniu domu. Otóż zajmuję się projektowaniem domów zawodowo i wobec tego bardzo interesuje mnie rozwinięcie tego tematu. Jeżeli byłby Pan tak uprzejmy, proszę o artykuł traktujący o tym jak powinien być rozplanowany dom, a także jego otoczenie (podwórko, ogród), aby spełniał on wymogi savoir-vivre. Nowe domy i mieszkania cały czas powstają i myślę, że Pańskie wskazówki wielu osobom by pomogły”.

Po pierwsze, należy zapewnić, aby zapachy kuchenne w żadnym wypadku nie przedostawały się do jadalni, salonu i wszelkich innych pomieszczeń, w których pojawiają się goście.

Kiedyś, gdy służba była na porządku dziennym, rozwiązywano ten problem w sposób dwojaki: po angielsku i po polsku.

Anglicy umieszczali kuchnię w suterenie. Miała ona dwa wyjścia: na dwór (po to, by służba nie musiała wchodzić do domu, by dostać się do kuchni i by dostawcy wchodzili tylko do kuchni oraz po to, by służba mogła wprost z kuchni obsługiwać ogrodowe przyjęcia) oraz na klatkę schodową (by służba mogła bezpośrednio z kuchni dostawać się do innych pomieszczeń w domu). W kuchni takiej była zawsze winda towarowa do jadalni (którą transportowano dania i napoje).

W polskich dworach kuchnię umieszczano w innym budynku niekiedy oddalonym od dworu i 100 metrów. Tajemnicą służby (do dziś nieodgadnioną) była umiejętność transportowania dań gorących do dworu w silny mróz w taki sposób, że nie traciły temperatury.

Dziś trzeba w szczególny sposób zadbać o to, by kuchnia miała odpowiednią wentylację i szczelne drzwi.

W kuchni współczesnej powinny być trzy pary drzwi: do jadalni (by móc bezpośrednio z kuchni do jadalni przenosić potrawy i napoje), do holu (by nie dostawać się do niej przez jadalnię, gdy jadalnia ma być ona ukryta przed oczami gości) i na dwór (do transportowania dań i napojów bezpośrednio na przyjęcia ogrodowe).

Goście powinni wchodząc do domu wchodzić przez obszerny przedpokój do dużego holu. W przedpokoju się rozbierają (powinno tam być miejsce na wieszaki i krzesła do zmiany obuwia) i bezpośrednio z niego wchodzą do łazienek (męskiej i damskiej), w których jest miejsce na stanowiska z lustrami, by mogli się uczesać, umyć ręce, poprawić krawat, makijaż itp.

W holu goście się zbierają po przyjściu. Stamtąd przechodzą do salonu. Tam wywieszony jest przy bardziej uroczystych przyjęciach (lub wyłożony) plan stołu i informacje o gościach (niekiedy z ich zdjęciami).

Największym pomieszczeniem jest salon, z którego obszerne drzwi (najczęściej rozsuwane) prowadzą do jadalni. Gdy goście wchodzą do salonu drzwi te są zamknięte. Przed podaniem obiadu rozsuwa się je na całą szerokość i dopiero wtedy zastawiony do obiadu stół ukazuje się gościom. Przez te drzwi przechodzą do jadalni.

Z salonu powinno być też wyjście do ogrodu. W ogrodzie niedaleko drzwi od kuchni powinno być utwardzony teren, do którego dojście jest również po utwardzonej powierzchni. Na terenie tym stawiamy stoły do przyjęcia ogrodowego.

Bierzmowanie i savoir vivre

Byłem dzisiaj na Mszy św. na której miało miejsce bierzmowanie. Śledziłem to wydarzenie również jako autor książki, na którą otrzymałem imprimatur kurii warszawskiej, książki pt. „Savoir vivre w Kościele. Podręcznik dla świeckich”. Dopatrzyłem się trzech kardynalnych błędów w zakresie etykiety i etykiety kościelnej.

Po pierwsze, wielu bierzmowanych, tak płci męskiej jak i żeńskiej, było nieodpowiednio ubranych. Najbardziej stosownym strojem na taką okazję patrząc z punktu widzenia etykiety byłby ciemnoszary garnitur i ciemnoszary kostium, a do tego biała koszula (bluzka). Obowiązkowy, oczywiście, dla chłopaków, krawat. Kilku młodych ludzi było bez krawata (taka telewizyjna moda to w tym miejscu ostre faux pas), jeden był w białym garniturze, kilku w koszulach i to z reguły wypuszczonych na spodnie (to dobre na randkę czy spotkanie przy grillu) . Niektóre dziewczęta były w spodniach i koszulach na wierchu, dwie do takich koszul miały tylko legginsy (coś w rodzaju grubych rajstop).

Po drugie, tak rodzice jak i młodzi składający podziękowania biskupowi podało mu po prostu rękę. Katolik jest zobowiązany podczas kontaktu z biskupem uklęknąć i ucałować pierścień znajdujący się na biskupiej ręce, pierścień będący symbolem władzy Chrystusowej.

Jeden z młodych podczas wygłaszanych przez mikrofon podzelowań zwrócił się do biskupa „Księże biskupie”. W ten sposób można się zwracać do biskupa wyłącznie w sytuacji nieoficjalnej, gdy nie ma na sobie szat biskupich. WE wszystkich innych wypadkach zwracamy się do biskupa mówiąc „Wasza Ekscelencjo”.

Weberowski kapitalista i savoir vivre

Na materiał pt. „Jak niebogato pięknie żyć? - część II – wielmożność” zareagował między innymi czytelnik, który przedstawił się jako Marcin. Napisał on: „Panie Doktorze, A co np. z człowiekiem, który pragnie się wzbogacić i podnieść znacznie swój poziom życiowy. Realia są takie, że wymaga to często ciężkiej pracy i znacznych oszczędności. Bycia takim weberowskim kapitalistą. W takim razie osoba taka ma mało czasu na życie towarzyskie i oszczędza na zbytkach (ale nie z powodu jakiejś ideologii typu Orzeszkowa). Zgodnie z tym co Pan napisał ta osoba nie realizuje wskazań savoir vivre. Jednak co w przypadku gdy ta osoba chce się wzbogacić między innymi po to, by móc po latach realizować w pełni wskazania savoir vivre, do czego jak Pan napisał mniej lub bardziej potrzebne są pieniądze. Co Pan sądzi o postawie takiej osoby, która na pewien czas zawiesza realizację pewnych wymagających czasu i pieniędzy wskazań savoir vivre, po to by w przyszłości móc je realizować w pełni?”.

I oto mamy typowy współczesny problem. Zdobycie pewnej dozy dobrobytu materialnego, realizacja pewnych marzeń, choćby o niezależności finansowej wymaga poświęcenia, zawieszenia różnych typów naszej ludzkiej aktywności i zaangażowania się 24 godziny an dobę. Wszystko jest w porządku. Pamiętajmy tylko o zagrożeniach, które tu się, jako pewne stałe, pojawiają.

Kiedyś uczestniczyłem jako wykładowca w filozoficznym uniwersytecie otwartym. Jako jego studenci pojawili się architekci, lekarze, ekonomiści, poloniści itd.. Na pytanie: „Dlaczego państwo się tu pojawili?” padała nieodmiennie ta sama odpowiedź: „Skończyłem studia 10-15 lat temu i czuję, ze moje życie intelektualne i kulturalne zanika. Chce je ożywić”.

To jeden z podstawnych problemów. Poświęcenie wielu lat na taką czy inną zawodową harówkę nie może pozostać bez śladu. Możemy zagubić to co najważniejsze, jakoś skarłowacieć. Możemy zacząć się oszukiwać, wmawiać sobie, że marzenia zrealizuję za rok, za dwa, i znowu za rok, za dwa itd.

Ja wiem, że taki jest świat i takie są „prawa rynku”. Lepiej jednak niczego tak do końca nie zawieszać i raczej opóźnić realizację swoich finansowych planów, ale jednak równolegle zadbać inne poziomy. To nie może być tak żebyśmy mówili: „Dzisiaj moje życie nie jest piękne, ale będzie piękne za 5 lat”. Życie jest krótkie i czas, który minął nigdy nie wróci. Nasze życie wciąż powinno być piękne, nadprzeciętne, wzniosłe, wielkie, wspaniałe. Za to piękno zaś musimy w taki czy inny sposób zapłacić.

Savoir vivre i upały

W sobotę 12 czerwca 2010 r. było ponad 30 stopni w cieniu. Rano poszedłem na pocztę i po zakupy. Na poczcie „pyskówka” za „pyskówką”. Dwie osoby do okienka. Dochodzi starsza kobieta (ja jestem czwarty) i zaczyna na cały głos pomstować: „Co za bałagan, jaka kolejka, brak dobrej organizacji pracy, skandal”. Wreszcie pani przede mną zaczyna być obsługiwana. Nadaje depeszę z życzeniami. Obsługują ją pracownice poczty. Ona cały czas komentuje i krytykuje: „Co za bałagan. Dwie mnie obsługują, a w tym czasie jedna z nich mogłaby obsługiwać ludzi przy drugim okienku. Co za bałagan”. Urzędniczki są opryskliwe.

Jestem w sklepie spożywczy. Mężczyzna w kolejce przede mną wygłasza na cały glos zgryźliwy monolog. Co za sklep. Brak organizacji, za mała powierzchnia. Jak mogą być takie kolejki. Kapusta taka mała, a cena jak na bazarku. Niech splajtują”.

To było takie małe piekiełko.

Upał męczy. Jest przyczyną drażliwości. Człowiek dobrze wychowany nigdy jednak nie poddaje się żadnym, szczególnie negatywnym, emocjom. Jest zawsze grzeczny. Nie żałuje uśmiechu. I tu widać jak savoir vivre ułatwia i umila życie, a brak kindersztuby zatruwa je.

Małe rzeczy są ważne. To z nich przede wszystkim składa się życie.

Jak niebogato pięknie żyć? - część II - wielmożność

Wracam do tematu, który podsunęła mi Pani Beata R. (powrócę do niego zapewne jeszcze kilkakrotnie, aż do wyczerpania go). Wprowadzenie do problemu znajduje się w tekście pt. „Jak niebogato pięknie żyć? - część I – dobrobyt” i napiszę teraz parę słów o wielmożności. Słowo wielmożność kojarzy się dziś raczej jedynie z przestarzałym zwrotem „Wielmożny Panie”, a w istocie sygnalizuje ono ważna w savoir vivre cnotę związaną z posługiwaniem się pieniędzmi. Cnota ta zawsze uważana byłe tez za cnotę moralną. Pisał o niej np. sporo Arystoteles czy św. Tomasz z Akwinu w „Sumie teologicznej”.

Wielmożność (po łacinie magnificentia) jest przeciwieństwem małostkowości materialnej. Człowiek małostkowy materialnie to człowiek, który, jak stwierdza Arystoteles, „zużywa pieniądze ze smutkiem”, który, mówiąc językiem Akwinaty, „zamierza małość wydatku” – „jego wysiłek kierowany jest ku temu, żeby jak najmniej wydać”. To człowiek, który „nawet wielkie sumy wydaje w mały sposób”. Taki więc człowiek kupuje, jako tańszą, tandetę, wybiera rzeczy brzydsze, bo tańsze, jada w restauracji, gdy musi i tam, gdzie są najniższe ceny dlatego, że tam są najniższesze ceny, żałuje pieniędzy na wszystko to, co nie jest materialnie „niezbędne” lub, ewentualnie, nie stanowi podnoszącego go we własnych (rodziny, sąsiadów czy znajomych) oczach „blichtru”.

Człowiek wielmożny– pisze Akwinata – „ma w swym zamierzeniu na uwadze w pierwszym rzędzie wielkość dzieła, w drugim wielkość wydatku, który czyni, by dokonać wielkiego dzieła”. Człowiek wielmożny dokonując takiego samego wydatku jak człowiek małostkowy dokona, jak pisze Arystoteles, „dzieła wspanialszego”.

Człowiek wielmożny to zatem człowiek, który nie żałuje na wszystko to, co wyznacza eleganckie i „światowe” życie, na właściwe stroje i dodatki (w tym perfumy), na odpowiednie wyposażenie domu, stołu, zastawę, kieliszki, wina, potrawy itp., na kawiarnie, restauracje, kwiaty, taksówki (gdy np. wraca się z teatru) i nigdy w żaden sposób nie manifestują żalu z tego powodu, że musi wydać więcej pieniędzy na to, co „nie było konieczne”, a pociągało za sobą coś miłego, pięknego, szlachetnego itp.

Człowiek wielmożny to człowiek, który nie żałuje pieniędzy na życie kulturalne, na dzieła sztuki, na piękne przedmioty, na książki itd.

Można zatem posiadać duże pieniądze i nie posiadać wielmożności – być małostkowym materialnie. Tak zresztą bardzo często jest. Można posiadać cnotę wielmożności i nie posiadać dużych pieniędzy/ W związku z tym jednak, że jest wtedy inna hierarchia ważności okazuje się, że to, co podpowiada wielmożność, da się wygospodarować, niekiedy, oczywiście, kosztem pewnych wyrzeczeń.

Orzeszkowa i savoir vivre

Przez wiele lat nie sięgnąłem po żadną książkę Elizy Orzeszkowej. Ruszyło mnie jednak ostatnio sumienie (to jednak polska pisarka) i sięgnąłem po jej nieznaną mi powieść pt. „Dwa bieguny”.

To typowy produkt pozytywistycznej propagandy. Z jednej strony pisarka przedstawia tu salonowe, „puste” i poświęcające się tylko rozrywce polskie elity – grupę kulturalnych „trutniów”, z drugiej kreśli obraz prawdziwej zaangażowanej społecznie pozytywistki.

Obraz tej pozytywnej bohaterki jest dziś żenujący i śmieszny. To młoda bogata kobieta, która nie wydaje grosza na siebie, a wszystko przeznacza na pomoc dla ludu i potrzebującej, bankrutującej szlachty, która uważa, że pieniądze przeznaczone na ubranie, estetyczne wyposażenie domu, życie towarzyskie, kulturę, to pieniądze zmarnowane, wręcz ukradzione społeczeństwu. Pojawia się ona w warszawskich salonach w stroju niemodnym, przeznaczonym raczej do codziennych czynności domowych i rozmawia tylko o tym jak pomóc ludowi. Wszyscy się z niej podśmiewają i uważają ją za dziwaczkę ,a Orzeszkowa próbuje przekonać swojego czytelnika (a przede wszystkim czytelniczkę), że żenujący i śmieszni są właśnie ci wszyscy.

Wszystko się zmieniło, a jeden motyw wciąż przewija się przez historię.

Komuniści zwalczali savoir vivre twierdząc, że to są burżuazyjne przesądy i burżuazyjna patologia.

Dziś też wielu mówi, że savoir vivre to przesąd, że nie warto na to wydawać pieniędzy , bo nie warto tracić pieniędzy na „głupstwa” i że, nowy argument, to niewygodne (wygodniejsze są przecież dresy niż garnitur, adidasy niż buty na wysokich obcasach).

Jak niebogato pięknie żyć? - część I - dobrobyt

Obszerny list podejmujący ważny problem napisała do mnie Pani Beata R.: „Niedawno trafiłam na Pańskiego bloga i z przyjemnością czytam, że są ludzie, dla których życie jest i powinno być sztuką. Niestety sama - chociaż wyznaję sama wyznaję  zasadę, że warto i trzeba żyć pięknie - w szarej codzienności napotykam poważny problem. Odpowiada Pan na łamach bloga na listy od czytelników, może i ja otrzymam jakąś radę (lub nawet doczekam się artykułu, lub osobnego działu - bo to "temat rzeka"). Jestem dwudziestosześcioletnią kobietą wywodzącą się z rodziny o tradycjach inteligenckich. Niestety, takie czy inne koleje rodziny doprowadziły do sytuacji, w której moim (nie chcę mówić za dalszą rodzinę) i męża problemami są te natury finansowej. Z punktu widzenia średniej w naszym - niestety raczej biednym - kraju nie jest źle, stać nas na zaspokajanie wszystkich podstawowych (i niektórych wyższych) potrzeb. Panie Doktorze - jak niebogato pięknie żyć? Czytałam artykuł o nieprzyjaznej architekturze dzisiejszych miast - co z tego, że serce się z Panem zgadza, skoro z tym, że stać nas było z mężem po ślubie na zakup własnościowego dwupokojowego mieszkania na blokowisku (duże miasto) i tak odstajemy od średniej społecznej w górę - i cieszymy się, że stać nas było na to?  Jak ubierać się elegancko, kiedy płaszcz z dobrej wełny kosztuje od 500zł w górę (a i 500 jest tu kwotą zaniżoną, zakładającą duże szczęście na wyprzedażach). Jak kompletować biżuterię, dodatki? Przy obecnych uwarunkowaniach w kraju, nawet kobieta o takim statusie finansowym jak mój, który niski obiektywnie rzecz biorąc nie jest, ma szansę stać się elegancką w wieku lat 50 - kiedy skończy kompletować garderobę (oczywiście żartuję, ale nie ma w tym dużej przesady). Chcę żyć pięknie, wyglądać elegancko, jeść zdrowe i różnorodne jedzenie dobrej jakości (najchętniej z pięknej, porcelanowej zastawy), wypoczywać aktywnie na łonie przyrody. Z bardziej nierealnych marzeń: chcę mieć dom z ogrodem, zwiedzić kawałek świata. Pozwolę sobie na ironię: o zgrozo chcę też mieć kiedyś dzieci - których wychowanie zapewne będzie wiązało się z kosztami. Kto zwariował Panie Doktorze - ja czy świat?

Świat zwariował, stał się do bólu pragmatyczny, szary, wulgarny, prostacki. Nie dajmy się jednak.

Na ten ważny list odpowiem w kilku odcinkach. W tym miejscu parę slow o dobrobycie.

Wypełnienie savoir vivre do końca – uczynienie go sztuka swojego życia i sprostanie wymaganiom etykiety wymaga oczywiście odpowiednich pieniędzy i odpowiedniego domu. Musi być miejsce na różne gadżety i dom musi być we właściwy sposób rozplanowany (z przedpokoju wejście do salonu, z salonu wejście do jadalni przez szerokie rozsuwane drzwi, z jadalni wejście do kuchni).

Potrzeba jednak jeszcze czegoś innego.

Przed II woja światową filozofowie zajmujący się dobrobytem zwracali uwagę, że podstawowym elementem dobrobytu materialnego jest czas wolny. Kto nie posiada czasu wolnego nie ma dobrobytu i nie ma również możliwości na realizację zasad savoir vivre i wskazań etykiety.

Poza dobrobytem materialnym filozofowie ci wyróżniali w ramach dobrobytu dobrobyt kulturowy, intelektualny, duchowy i moralny.

Dobrobyt kulturowy konieczny do realizacji zasad savoir vivre to dobry byt w perspektywie kultury: jej znajomość, zanurzenie się w niej, korzystanie z jej zdobyczy. Na to potrzeba predyspozycji, chęci i czasu.

Dobrobyt intelektualny to pewna wiedza, umiejętność rozumienia, w tym rozumienia savoir vivre oraz pewna minimalna doza mądrości (głupota wyklucza ten dobrobyt).

Dobrobyt moralny to posiadanie pewnych dóbr „życiowych” takich jak radość życia, ukochanie go i świata, pewna minimalna choćby doza szczęścia. Bez tego savoir vivre nie może funkcjonować.

Dobrobyt duchowy to pewien stan duszy, w ramach którego funkcjonuje w nas na minimalnym poziomie wielkoduszność i wspaniałomyślność (małoduszność i małostkowość go zabija).

W sumie zatem te pieniądze i dom są czymś drugorzędnym i możemy sobie (choć z trudem i wyrzeczeniami) sobie bez nich, w perspektywie savoir vivre, poradzić.

Strój plażowy w Kościele

Wczoraj w kościele na Mszy św. zauważyłem młodą kobietę w klasycznym stroju plażowym: koszulka na ramiączkach, spodenki ogrodniczki, klapki i kolorowa typowa torba plażowa. W pewnym momencie (przed samym podniesieniem) kobieta ta (siedząc pod ścianą kościoła, a więc będąc na „widoku”) umalowała sobie szminka usta. Dokonanie tej obserwacji skłoniło mnie do tego, by zamieścić poniższy tekst.

Udział w niedzielnej Mszy św. ma rangę wyższą niż uroczysta wizyta towarzyska. Powinniśmy zatem ubrać się w sposób szczególnie elegancki i uroczysty okazując tym szacunek i gospodarzom (Bogu i proboszczowi) i pozostałym gościom (wiernym, wspólnocie parafialnej).

W świetle zasad savoir vivre i przepisów etykiety biznesowej ubiory kobiece dzielą się na dwie kategorie ze względu na rolę, jaką kobieta spełnia.

Może ona występować jako pracownik, reprezentant firmy, danego środowiska, jako naukowiec, dziennikarz czy po prostu jako człowiek. W takim wypadku jej ubiór, jak mówią specjaliści reprezentuje opcję „zero seksu” – spódnica nie jest krótka, ramiona, dekolt i plecy są zasłonięte, ubiór nie jest ani obcisły ani prześwitujący, buty zakrywają palce i pięty, biżuteria i inne ozdoby są bardzo skromne. Za najbardziej reprezentatywne dla takiego ubioru uznaje się kostium, garsonkę, sukienkę z marynarką, lub mniej odświętne – klasyczną szmizjerkę z długimi rękawami czy bliźniak.

Kobieta może też występować jako przede wszystkim kobieta. Emanuje wtedy kobiecością, podkreśla ją i uwypukla, odsłaniając niektóre partie ciała. W takim stroju udaje się na randkę, do kawiarni, na spacer, na bal, na wieczorne „rozrywkowe” spotkanie towarzyskie.

Kościół jest takim miejscem, w którym, tak jak zresztą w każdej poważnej instytucji, ten drugi typ kobiecego stroju nie uchodzi, jest nie na miejscu, może komuś przeszkadzać, może kogoś gorszyć, a nawet obrażać. Któraś z kobiet powie: „nie odpowiadam za ludzkie reakcje”. O, nie. W świetle savoir vivre odpowiadamy za nie. Nasz ubiór i nasze zachowania, jak uczy etykieta, mają być takie, by u nikogo nie wywoływać negatywnych reakcji, by powodować powszechną akceptację.

Poza tym należy pamiętać, że ubiór podkreślający kobiecość, uwypuklający ją może, co powinno być oczywiste, ściągać i rozpraszać uwagę mężczyzn, a przecież przyszli tu oni po to, by spotkać się z Panem Bogiem, a nie podziwiać kobiecą urodę.

Epatując ich swoimi wdziękami kobieta postępuje więc w taki sam sposób jakby przyszła do publicznej biblioteki i czytelni, gdzie obowiązuje cisza, bo wszyscy chcą w skupieniu czytać, i włączyła głośno przenośne radio.

Któraś z pań mogłaby powiedzieć: „Ja nie ubrałam się w ten sposób do kościoła tylko na spacer, który nastąpi zaraz po Mszy św.”. No cóż. W takim wypadku trzeba do kościoła ubrać się stosownie i potem stracić trochę czasu, wrócić do domu i się przebrać.

Kobiety wybierając się z wizytą towarzyską, a nawet do pracy malują się i perfumują. Trzeba jednak pamiętać o tym, że nie w każdej sytuacji jest to stosowne. Ostrzejszy makijaż jest stosowny tylko na wieczorne przyjęcie. Savoir vivre uczy, że gdy np. idziemy na obiad kobieta nie powinna zbytnio się perfumować, bo zapach perfum będzie dominował zapach jedzenia.

W kościele kobiety nie powinni epatować innych nie tylko swoją kobiecością – seksapilem, ale również w żaden inny sposób. Nie powinny rozpraszać ich, ściągać na siebie ich uwagi.

Tutaj ludzie przyszli do Pana Boga, a nie po to, by nam się przypatrywać czy zachwycać się naszym zapachem. To wszystko kobiety powinny brać pod uwagę ubierając się do kościoła. Ich strój powinien zatem być elegancki, ale bardzo skromny, makijaż, jeżeli w ogóle, to bardzo dyskretny. Perfum nie powinny używać.

Pamiętajmy, że w świecie savoir vivre obowiązują dwie zasady w odniesieniu do stroju: nie możemy być nie tylko „niedoubrani” (underdressed), a więc ubrani zbyt, w stosunku do innych, skromnie i za mało odświętnie, ale również nie możemy być „nadubrani” (overdressed), a więc ubrani zbyt, w stosunku do innych, strojnie.

Kobiety siadając w pierwszych ławkach, powinny ponadto zwracać szczególną uwagę na stosowność swojego ubioru. Ich ubiór może bowiem rozpraszać również księdza (czy księży) lub inne osoby znajdujące się przy ołtarzu.

„Twój wygląd zewnętrzny – mówi chińskie przysłowie – jest kartą tytułową twojego wnętrza”. On sygnalizuje zatem również stosunek do miejsca, okoliczności, innych osób oraz, w tym wypadku, również Boga, co pociąga też za sobą, oczywiście, określone zachowania.

Warto w tym miejscu powtórzyć nieco złośliwą uwagę Jeana de Maison jr. zawartą w książce pt. „Odrobina dobrych manier (nawet w kościele) nie zaszkodzi”: „Te grupki dziewcząt nastawionych na atmosferę przyjęcia w czasie kazania i ofiarowania przypominają za każdym razem o wymogu grzeczności: czy wypada wzbogacić ich bezmyślne paraliturgiczne rozrywki słodyczami i coca colą? Paniom w futrach z norek oczywiście zaoferujemy tartinki z kawiorem i kieliszek czystej”.

Gafa czy faux pas?

Pan Marian z Łodzi zareagował na moja wypowiedź na temat gafy i napisał: „Panie doktorze, a jak w takim razie powinien postępować ten wobec kogo gafę popełniono ? , np. jak powinna postąpić kobieta w sytuacji, gdy mężczyzna (równy jej wiekiem i statusem społecznym) pierwszy poda jej rękę w towarzystwie ? czy to w ogóle zawsze jest gafa towarzyska ? kiedy na przykład podczas składania życzeń imieninowych mężczyzna nawet nie starszy od niej pierwszy poda jej rękę przy składaniu życzeń to czy także jest to gafa?”

Gafa to nieumyślne dotknięcie czy nawet zranienie innej osoby lub nieumyślne wywołanie niezręcznej sytuacji – sytuacji, w wyniku której ktoś poniósł szkodę jakiegoś typu. Gafa dotyka, a często boleśnie rani innych, pośrednio, jako efekt odbicia, uderza w tego, kto ją popełnił.

Wymienione zatem przez Pana Mariana z Łodzi przypadki nie są przypadkami gaf. Są to typowe faux pas.

Faux pas to nieumyślne (niekiedy bezmyślne) naruszenie najbardziej podstawowych wskazań etykiety, którego skutki nie godzą w nikogo personalnie, nikogo bezpośrednio nie dotykają, nie ranią itd., choć mogą (ale nie muszą) zostać przez wielu odebrane negatywnie np. z pewnym niesmakiem czy obrzydzeniem.

Faux pas najbardziej godzi w tego, kto jest jego autorem, choć może też, pośrednio, dotknąć innych.

Osoba ważniejsza podaje rękę osobie mniej ważnej. Kobieta będzie ważniejsza od mężczyzny jeśli nie jest on zdecydowanie starszy od niej (np. ona ma 35 lat a on 65), jeśli on nie jest osobą publiczną (np. posłem), utytułowaną (np. profesorem). Kobieta jako ważniejsza od mężczyzny podaje mu pierwsza rękę. Jeśli on poda jej rękę pierwszy jest to złamanie etykiety, które można chyba interpretować jedynie jako brak znajomości form, a zatem właśnie faux pas.

Barbarzyństwo przy stole

Dziś rozumienie barbarzyństwa jest specyficzne – bardzo ograniczone. To bowiem co wczoraj często było uznawane za barbarzyństwo, dziś stanowi społeczną normę. To, co kiedyś było społeczną normą dziś jest uznawane za barbarzyństwo. Nie zmienia to jednak sedna sprawy. Barbarzyństwo jest barbarzyństwem niezależnie od tego czy jest za takie uznawane czy nie.

Barbarzyństwo to stan świadomości i sposób zachowania związane z całkowitym brakiem jakiejkolwiek kultury lub z myśleniem czy działaniem przeciwko kulturze.

A to przykład barbarzyństwa podany ;przez Hermana Bareissa w książce „O zachowaniu się przy stole. 77 kłopotliwych dań”. Pisze on tam: Jedzenie omletu nożem i widelcem jest czynem brutalnym i barbarzyńskim”.

Tak przy okazji omlet możemy jeść samym widelcem, ale najlepiej gdy spożywamy go łyżeczką do omletów, która jest z reguły rogowa lub szylkretowa.

Co zrobić gdy popełni się gafę?

Gafa to nieumyślne dotknięcie czy nawet zranienie innej osoby lub nieumyślne wywołanie niezręcznej sytuacji – sytuacji, w wyniku której ktoś poniósł szkodę jakiegoś typu.

Gdy widzimy starszego mężczyznę z młodą dziewczyną i pytamy się głośno: „Czym zajmuje się pana córka?”, a on odpowiada: „To moja żona”, to mamy przykład klasycznej gafy. Gafą będzie zapytanie kogoś: „ A co tam słychać u pana żony, jak się czuje” w sytuacji, gdy ta kobieta już nie żyje. Gafą będzie opowiedzenie dowcipu o głupocie blondynek w sytuacji, gdy stoi za nami, niezauważona przez nas, nasza profesor, będąca blondynką. Kiedyś popełniłem gafę, gdy zaproszony przez organizatorów wykładu na obiad do ich domu zapytałem się młodego dziewczątka donoszącego potrawy do stołu: „A ty dziecko do której klasy chodzisz?”. Usłyszałem: „W zeszłym roku skończyłam studia”. Na szczęście wszystko skończyło się na śmiechu i nikt nie poczuł się obrażony.

Jak się zachować, gdy popełnimy gafę?

Przede wszystkim nie należy się tłumaczyć.

Można sprawę przemilczeć.

Można jednak rozładować atmosferę opowiadając stosowną anegdotę. Możemy zacząć od słów – „Nawet książę Filip od czasu do czasu popełnia gafy”, a następnie opowiedzieć historię, która zdarzyła się księciu Flipowi w Australii. Podczas oficjalnej wizyty odwiedził on Park Kultury Aborygeńskiej. W trakcie tych odwiedzin zapytał Aborygena, którego mu przedstawiono: „Czy nadal rzucacie w siebie dzidami”.

Smak wina i kształt kieliszka

Gdy pójdziemy dziś do przeciętnej, również tej lepszej, restauracji okaże się, że dysponują w niej tylko dwoma typami kieliszków do wina: kieliszkami do wina białego i kieliszkami do wina czerwonego.

Gdy przejrzymy podręczniki savoir vivre dotyczące stołu znajdziemy tam rysunki lub fotografie dziesiątków różnych typów kieliszków. Zupełnie inne będą kieliszki do burgunda, inne Bordeaux, inne do wina rosé itd.

Brigitte Nagiller proponuje w książce pt. „Styl i dobre maniery. Jak zachować klasę w każdej sytuacji” (Tłumaczenie A. Jezierska-Wiśniewska, E. Hahn, J. Żuławski, Wydawnictwo Helion, Gliwice 2007, s. 175) następujący eksperyment: weź butelkę wina i nalej go do wielu kieliszków, z których każdy będzie miał inny kształt, spróbuj wina z każdego kieliszka, a zobaczysz, że będzie w każdym inaczej smakował. Tylko w jednym będzie najlepsze i wyjątkowe w smaku.

Etykieta i etyka

Ciekawe, że ostatnio reagują na moje wpisy przede wszystkim osoby, które mają wątpliwości co do tych najbardziej ogólnych zasad savoir vivre. Jedna z takich osób napisała: „Ojciec Bocheński pisze: W granicach naszej autentycznej etyki - nie pseudo-etycznego humanizmu i czułostkowości - musimy być w walce bezwzględni: nie oszczędzać przeciwnika, nie krępować się formami towarzyskimi (podkreślenie S. K.), nie dać się obałamucić propagandą współpracy i kompromisu, ale bić go czynnie, twardo i mocno. Z kolei św. Franciszek Salezy mówił, że Jeżeli zachodzi słuszna obawa, abyśmy przez milczenie stali się niejako uczestnikami błędu bliźniego: to wtedy jesteśmy obowiązani wypowiedzieć otwarcie nasze przeciwne zdanie, ale czynić to powinniśmy z wielką roztropnością i słodyczą (podkreślenie S. K.). Gwałtem nie zjednamy nigdy umysłu przeciwnika i nie zmienimy jego przekonania; przeciwnie utwierdzimy go tylko w uporze. Gdy jeździec męczy zbytecznie narownego konia, ten rozhukawszy się uniesie go niezawodnie, gdzie zechce; ale jeżeli będzie obchodzić się z nim łagodnie, koń usłucha jego głosu i da sobą dowolnie powodować. Podobnie się dzieje i z charakterem człowieka, który pod gwałtownym naciskiem woli, burzy się i buntuje; nie da on siebie zmusić, ale przekonać się łagodnie pozwoli, bo łagodność jednając sobie serce, wkrótce i umysł za sobą pociągnie (podkreślenie S. K.) (Duch Świętego Franciszka Salezego, czyli wierny obraz myśli i uczuć tego Świętego. Tłumaczył z francuskiego ks. Adolf Pleszczyński K. Ś. T., Warszawa 1882, ss. 98-100.). http://www.ultramontes.pl/salezy_iii_11.htm
Z jednej strony nie krępować się formami towarzyskimi, bić go czynnie, twardo i mocno, z drugiej strony Gwałtem nie zjednamy nigdy umysłu przeciwnika i nie zmienimy jego przekonania; przeciwnie utwierdzimy go tylko w uporze. Kto tutaj ma rację?”

No cóż. Nie widzę tu żadnej sprzeczności. Savoir vivre jest też po to, by właśnie wszelka krytykę czynić z wielką roztropnością i słodyczą” oraz „przekonywać łagodnie, bo łagodność jednając sobie serce, wkrótce i umysł za sobą pociągnie”.

Co do zaś wskaznia „nie krępować się formami towarzyskimi” należy je tylko właściwie interpretować. Nie możemy go oczywiście rozumieć jako wskazania: „Bądźmy chamscy”. A zatem jak je rozumieć? Formy towarzyskie nie są po to by krępować nas w dobrym tylko po to by krępować nas w złym. Maja krępować naszą agresję, nieżyczliwość/ Maja krępować nas, gdy zmierzamy do tego, by kogoś obrazić, dotknąć, zranić. Ojciec Bocheński zw3raca tu tylko uwagę na zachowania osób, które niewłaściwie rozumieją formy towarzyskie, co powoduje, że nie reagują na zło. Savoir vivre nakazuje wyrozumiałość, ale nie nakazuje tolerancji. Oznacza to, że nie reagujemy negatywnie (do pewnej oczywiście granicy), gdy ktoś postępuje niewłaściwie w wyniku błędu lub chwilowej słabości. Gd jednak spotykamy się ze złamaniem podstawowych norm lub postępowaniem niewłaściwym dokonanym z premedytacja mamy, w świetle savoir vivre, zareagować zdecydowanie. Oto przykład: Gdy ktoś używa wulgarnych słów w naszym towarzystwie natychmiast protestujemy, a gdy to się powtarza opuszczamy jego towarzystwo, a gdy to nastąpi w naszym domu nakazujemy mu ten dom opuścić.

Podstawowe zasady savoir vivre związane są wprost z e szlachetnością, honorem i prawością. Gdy ktoś jest nieszlachetny, postępuje niehonorowo, nie jest prawy savoir vivre mówi; „Nie toleruj tego”.

Dżentelmen i cukier

Przychodzą do mnie różne dziwne, przynajmniej z mojego punktu widzenia, listy podważające podstawowe zasady i wartości savoir vivre. Początkowo na nie reagowałem, a potem uświadomiłem sobie, że to nie ma większego sensu. Ja kocham świat savoir vivre. To przecież sztuka życia pięknego i nadprzeciętnego, to pewna kultura i pewna cywilizacja. Dla tych, którzy to rozumieją, którzy chcą, by ta kultura powracała i dominowała pisać warto, warto tworzyć internetową wspólnotę takich ludzi (w takim czy innym sensie), ludzi, którzy będą pełni zrozumienia dla takiego choćby zdania: „Prawdziwy dżentelmen to człowiek, który gdy sam jest w pokoju nakłada sobie kawałki cukru do herbaty używając do tego specjalnych szczypców” i którzy nie pytają „po co?” tylko pytają „jak?”.

Czy aktorzy są dobrze wychowani?

Napisała do mnie Pani K. J. odnosząc się do tekstu pt. „Serialowy bon ton”., w którym zwróciłem uwagę na prezentowane przez bohaterów serialu „Rodzina zastępcza” zachowania sprzeczne z etykietą. Przypomnę, że opisałem scenę, w której ojciec rodziny wielodzietnej półleży na kanapie, a tu wchodzi sąsiadka, elegancka i trochę zwariowana pani Alutka. Dochodzi między nimi do wymiany zdań (pan inżynier cały czas półleży, pani Alutka stoi). Wreszcie pani Alutka opuszcza dom, a pan inżynier nie tylko, że nie odprowadza jej do drzwi, ale nawet nie podnosi się z kanapy.

Założyłem, że albo to zaplanował reżyser albo, po porostu, tak się zachował aktor. To drugie założenie jest, moim zdaniem, tak samo prawdopodobne jak to pierwsze z tego względu, że serial „Rodzina zastępcza” był realizowany w sposób typowy dla współczesnych seriali, a więc bardzo szybko i niechlujnie (według zasady jak najwięcej odcinków w jak najkrótszym czasie i jak najtaniej). Wszyscy się zatem tu spieszyli, było wiele prowizorki i mało konkretnych, szczegółowych zaleceń.

Pani . J. S. założyła, że opisana sytuacja była zaplanowana przez reżysera i napisała: „Jednak proszę zauważyć (o czym wielokrotnie wcześniej Pan wspominał), że zasady savoir vivre dotyczą, w optymistycznej wersji, kilkunastu procent społeczeństwa, a telewizja jest medium masowym i ma docierać do szerokiej rzeszy odbiorców. Dlatego ja w ocenie programów telewizyjnych, zwłaszcza stacji komercyjnych, nie byłabym tak ostra. Scenarzyści, reżyserzy i producenci seriali często zabiegają o duża oglądalność, którą często (i często słusznie) wiążą z "luzem". Jest to przyczyna obecnego stanu polskich produkcji, nad którą tak Pan ubolewa. Myślę, że mechanizmy podaży i popytu są wiedzą powszechną i nie będę tu szerzej tej kwestii omawiać”.

Nie sądzę, że serial źle by się sprzedawał, był źle odbierany, gdyby nasz bohater wstał do rozmowy z panią Alutą i odprowadził ją. do drzwi. Film to zawsze element kultury i nie można tłumaczyć jego anty kulturowej wymowy tym faktem, że to jest komercja. Każda prawdziwa sztuka zawsze miała taki cel, by podnosić ogólny poziom kulturowy. Schlebianie najniższym anty kulturowym gustom, jak robi to np. serial „Kiepscy”, to kiepska sztuka, sztuka, która nie tylko przestaje być sztuką, ale zaczyna być społecznie i cywilizacyjnie szkodliwa.

Pani K. J. pisze też: „Oburzyła mnie natomiast Pana uszczypliwość wobec aktorów. Każdy aktor musi przecież stosować się do uwag zawartych w scenariuszu. Rozumiem ,że ostatnie zdanie miało dodać dramaturgii wypowiedzi, jednak sugerowanie braku wychowania osób nieznanych prywatnie i to w miejscu publicznym jakim jest Internet uważam za dużą niegrzeczność”.

Ja tylko szukałem przyczyn pojawienia się w filmie takiej sceny i uznałem, że prawdopodobna byłaby taka teza. Skąd Pani wie, że właśnie tak nie było. Wiemy, że aktorzy często wnoszą do filmu swoich pomysłów tak świadomie jak i nie. Wnoszą swoją osobowość, swój sposób zachowania, swoje widzenie świata. Czasami się wykłócają o to, by było właśnie tak jak oni to widzą. W tym filmie Piotr Fronczewski nie gra mężczyzny z marginesu społecznego tylko inżyniera. W jaki sposób powinien zachowywać się polski inżynier, szczególnie taki, który przedstawiany jest jako człowiek światowy i kulturalny? Nie powie Pani, że w większości dzisiejszych filmów, gdy ukazuje się w nich przyjęcia fakt, że zdecydowana większość pokazywanych na nich osób trzyma kieliszki za czaszę został wymuszony przez reżysera. To aktorzy sami po prostu tak nieświadomie chwytają kieliszki. Kiedyś w Hollywood było tak, że krążyła ogólna instrukcja w jaki sposób aktor ma się zachowywać, gdy gra prostego, niewykształconego człowieka. Teraz, takie są czasy, że potrzebna jest instrukcja w jaki sposób grać dobrze wychowanego człowieka. Wstrząsnęła mną, jak już chyba o tym pisałem, sztuka telewizyjna w reżyserii Krzysztofa Zanussiego, której akcja toczyła się w środowisku dyplomatów. Ci dyplomaci w sztuce nie zachowywali się jak prawdziwi dyplomaci. Wciąż popełniali szkolne błędy w zakresie etykiety czego zawodowy dyplomata nigdy by nie zrobił.

Gdybym był grzeczny w takim rozumieniu tego słowa jaki Pani proponuje nie mógłbym spełniać swoich zadań zawodowych. Mój zawód polega na tym, że zwracam uwagę na to, że ludzie się źle zachowują, szukam powodów takiego zachowania i wyjaśniam dlaczego ono ma miejsce oraz przekazuję wiedzę z zakresu savoir vivre i etykiety.

I jeszcze jedno. To nie jest chyba tak, że aktor nie odpowiada w żaden sposób za to, że w granym przez niego filmie pojawiają się takie, a nie inne treści. Czy aktorzy, którzy grali w filmach będących dziełami komunistycznej propagandy nie ponoszą żadnej moralnej odpowiedzialności za szkody, które zostały spowodowane prze te filmy w umysłach ludzi, za skutki społeczne tych filmów?

Rozpięty guzik u kamizelki

Na moja wypowiedź na temat logiki, racjonalności wskazań etykiety zareagował Pan Wojciech Słowacki pisząc: „Nie do końca zgodzę się z tym co Pan napisał. W wielu przypadkach reguły savoir-vivre wynikają ze względów etycznych lub praktycznych, jednak nie zawsze tak jest. Przykładem jest wiele reguł związanych z ubiorem, których jedynym uzasadnieniem jest umowa społeczna, np. zasada noszenia rozpiętego ostatniego guzika kamizelki. Jest to pewien przyjęty zwyczaj, ale nie ma w sobie nic takiego, co czyniłoby go bardziej zasadnym od np. zwyczaju noszenia rozpiętego przedostatniego guzika, albo trzeciego od góry”.

W mojej skomentowanej wypowiedzi padło takie zdanie: „Wskazania etykiety mają zawsze swoja logikę” Trochę je skoryguję. Nie powinienem oczywiście użyć słowa „zawsze”. W jego miejsce powinno się pojawić słowo „z reguły”. Dalej piszę tam o kodzie kulturowym. Czasami tylko o niego chodzi. Te wskazania etykiety, które określają pewien ceremoniał też nie wynikają z logiki, lecz z pewnej konwencji. Trzeba jednak bardzo uważać, gdy kwalifikuje się jakieś wskazanie etykiety jako konwencjonalne. Przytoczony przez Pana przykład niezapinania najniższego guzika w kamizelce jest tu dobrym przykładem. Niech Pan spróbuje zapiąć go i usiąść, a zobaczy Pan, ze kamizelka zacznie się marszczyć i i ogólnie gorzej wyglądać. Niech Pan tez spróbuje rozpiąć , jak to Pan proponuje, przedostatni guzik i usiąść i zboczyć co z tego wyniknie.

Czy kobiety mają takie same prawa jak mężczyźni?

Pan Wojciech Słowacki w następujący sposób zareagował na jedną z moich wypowiedzi: „Uważam, że ze względu na zmieniające się realia niektóre zasady savoir-vivre tracą swą zasadność. Za przykład takiego zajścia uważam uprzywilejowaną pozycję kobiety. Kobieta jako istota ludzka nie jest doskonalsza niż mężczyzna; uprzywilejowana pozycja obyczajowa kobiety była w przeszłości przeciwwagą do uprzywilejowanej pozycji społecznej mężczyzny, przejawiającej się dostępem do zawodów, wykształcenia, prawem wyborczym itd. Dziś kobiety mają takie same prawa jak mężczyźni, zniknęła więc przyczyna ich uprzywilejowania na gruncie obyczajowym, jako że to czyniłoby je bezpodstawnie uprzywilejowaną grupą ludzi. Co zaś się tyczy różnych gestów wynikających z mniejszej siły fizycznej kobiety to w sytuacjach wymagających użycia siły w stosunku do przedmiotów, wyręczanie kobiety jest tak samo zasadne jak wyręczanie dziecka, które przecież jest słabsze fizycznie od osoby dorosłej; natomiast w przypadkach wykorzystania siły w stosunku do swej własnej osoby, np. stania i związanego z nim zagadnienia ustąpienia miejsca siedzącego kobiecie, mniejsza siła fizyczna kobiet jest równoważona mniejszym ciężarem ciała do udźwignięcia, nie ma więc podstaw do przyjęcia, że takie czynności stwarzają kobietom większy trud. Tak więc nie wszystkie reguły savoir-vivre mają racjonalną podstawę, która mogłaby stanowić argument za ich zasadnością, a także nie wszystkie reguły zachowują swą podstawę w dzisiejszych realiach”.

Oczywiste jest, że pewne wskazania etykiety staja się z różnych powodów już nieaktualne. Należy do nich choćby zwyczaj zaginania rogów w wizytówkach związany z tym faktem, że kiedyś nie było telefonu czy zasada, że małżeństwo nie może odwiedzić w domu samotnej kobiety.

Cała jednak prawie etykieta i savoir vivre związana jest ze specjalnym rycerskim stosunkiem mężczyzn w stosunku do kobiet. Można to tłumaczyć na wiele różnych sposobów. Ma to historyczne i kulturowe podłoże, które nie da się usunąć, bo jego usuniecie oznaczałoby usuniecie całej kultury, a wiec powrót do jaskini. Warto tu jednak przede wszystkim pamiętać o jednym: kobiety niezależnie od tego co robią i jak się zachowują są istotami płci żeńskiej, a mężczyźni istotami płci męskiej i tego faktu nic nie zmieni. Kobiety zawsze będą się stroić i ozdabiać dla mężczyzn, zakładać buty na wysokich obcasach i wąskie spódnice. Zachowanie osobnika płci męskiej wobec osobnika płci żeńskiej cechować będzie zawsze coś specjalnego. To coś występuje w większości gatunków biologicznych. W naszym wypadku określane jest przez kulturę. Specjalny stosunek do kobiet w savoir vivre to również element takiej właśnie kultury. Gołąb tańczy przed gołębicą. Mężczyzna odsuwa kobiecie krzesło, przepuszcza ja w drzwiach, nakłada jej płaszcz. Jeśli tego nie będzie robił będzie sygnalizował, że nie widzi w niej kobiety, a to będzie zawsze dla zdecydowanej większości kobiet obraźliwe czy bolesne.

Savoir vivre wyrasta z miłości do drugiego człowieka. Taka miłość manifestuje się w sposób, który dyktuje kultura, ale również w sposób, który można nazwać podyktowany naturą. Natura zaś ludzka, męska i kobieca się nie zmienia, a jeśli się w konkretnych wypadkach zmienia to jest to patologia.

„Panie Stanisławie”, „Panie Marku”

Pan Jerzy M. napisał do mnie, w komentarzu, list zaczynający się od słów „Panie Stanisławie !”. Zareagował na to od razu ktoś, kto podpisał się „Pan Marcin” stwierdzając: „Zwracanie się do nieznajomych Panie Stanisławie, Panie Marku etc. jest sprzeczne z savoir vivre”. Osoba podpisująca się „Pan Marcin” ma rację, ale tak przy okazji, świadomie lub nie zastawiła na mnie pułapkę. Najprościej dla mnie byłoby bowiem napisać „Pan Marcin ma rację” i wtedy też ja zachowałbym się niezgodnie ze wskazaniami etykiety.

Na obronę Pana Jerzego M. należy powiedzieć, że użył on formy powszechnie dziś stosowanej. Fakt jednak, że jest ona powszechnie stosowana nie zmienia sytuacji, nadal mamy do czynienia z naruszeniem etykiety tak towarzyskiej jak i biznesowej. Pisałem o tym w tym blogu dwukrotnie. Powtórzę po raz trzeci. wolno tak. To w istocie nieuprawnione spoufalanie się. Do osób sobie nieznanych powinniśmy mówić „proszę pana”, „proszę pani” lub z nazwiska „panie Krajski”, „pani Malinowska”.

Mówimy do kogoś „Panie Stanisławie” czy „pani Mario” jak jesteśmy już z tym kimś w bardzo zażyłych stosunkach (nie tak jednak z zażyłych, by mówić sobie wprost „ty”).

Czy należy zawsze mówić prawdę?

Pan Jerzy M. postawił mi w komentarzu do tekstu „Smoking jest ubiorem dżentelmenów” dwa pytania:
1. Jaka jest geneza przyznawania tzw. jednego honoru kobiecie w ramach zasad procedencji ?
2. Co to jest blaga towarzyska?

Odpowiadam:

1. Można by odpowiedzieć tak: po prostu w cywilizacji i kulturze europejskiej kobieta jest uprzywilejowana i już. Należy jej się szacunek z samego tego faktu, ze jest kobietą. Zauważmy, ze w procedencji na pierwszym miejscu przed wszystkimi innymi osobami, również np. biskupem i prezydentem jest zawsze nasza własna matka. Można też odpowiedzieć w inny sposób. W savoir vivre funkcjonuje jako jednak z perw2szych zasada, że szczególny szacunek i opieka należy się osobom słabszym od nas czy jak kto woli wymagającym opieki, a więc kobietom i starszym (jednak nie bierze się tu pod uwagę dzieci). Jakby jednak tego nie tłumaczyć tak po prostu jest nawet w etykiecie biznesu, w której niby nie bierze się pod uwagę tego faktu, że dany pracownik jest kobietą, ale zaleca się jednak, ze jeśli to nie przeszkadza w wykonywaniu czynności służbowych należy wobec kobiet (dotyczy to oczywiście tylko mężczyzn) okazać kurtuazję i zachować się tak jak zaleca to etykieta towarzyska.

2. Znam pojęcie „szlachetnej blagi’. Termin szlachetna blaga” jest w podręcznikach savoir vivre terminem technicznym. Związany jest on z sytuacja, w której powiedzenie prawdy sprawi komuś przykrość lub kogoś obrazi, Anie spowoduje żadnych pozytywnych skutków. Dwa przykłady. Znajoma nas pyta przed wejściem do teatru, na pięć minut przed spektaklem: „Jak wyglądam”. Prawda jest taka, ze wygląda okropnie, ale powiedzenie tego już nic pozytywnego nie da, a tylko sprawi przykrość. Mówimy więc przynajmniej „W porządku”, a jeśli widzimy, że znajoma tego bardzo potrzebuje stwierdzamy; „Wspaniale”. Drugi przykład szlachetnej blagi. Umawiamy się z kimś w jego domu na godzinę 17.00. Osoba ta bardzo prosi, by się nie spóźnić. Przychodzimy o 17.30, bo po prostu przypomnieliśmy sobie o spotkaniu dopiero o 17.00. Nie wolno nam powiedzieć: „Zapomniałem i dlatego się spóźniłem. To obraziłoby i zraniło tę osobę. należy zatem cos, bardzo wiarygodnego i niepodważalnego zmyślić, np. nie mogłem uruchomić samochodu.

To nie jest tak, że jesteśmy zawsze i wszędzie zobowiązani mówić prawdę. Mówienie prawdy jest w moralności europejskiej nakazem sprawiedliwości: oddać każdemu to, co mu się należy. Prawda nie zawsze i nie każdemu się należy. Gdy ktoś nas pyta: „O czym myślisz?” to nie musimy mu mówić prawdy, bo ta prawda niekoniecznie mu się należy.

Jest jeszcze kwestia relacji pomiędzy prawdą i dobrem. To nie jest tak, że mamy powiedzieć prawdę bez względu na konsekwencje. Klasyczny przykład:: Gdy do klasztoru żeńskiego przychodzi w 1943 r. gestapowiec i pyta się: „czy SA tu żydowskie dzieci?” zakonnica ma obowiązek mu powiedzieć: „Nie, nie ma tu żadnego żydowskiego dziecka”.



Serialowy „bon ton”

Jakiś czas termu zauważyłem, że w polskich serialach tych dawnych i tych najnowszych upowszechnia się złe wychowanie. Opisałem miedzy innymi jak to w serialu „Rodzina zastępcza” wielodzietną rodzinę odwiedza sąsiad, producent filmowy średnim wieku. Zachodzi on do pokoju nastolatka i rozmawia z nim kilka minut. Producent filmowy stoi nastolatek cały czas siedzi (nie podniósł się z miejsca, gdy gość wszedł do jego pokoju).

Ostatnio oglądałem fragment innego odcinka tego serialu i zrozumiałem, ze jest w nim pewna logika. Dlaczego młody chłopak tak się zachował? Bo brał przykład z tatusia. W tym odcinku tatuś (nota bene inżynier) półleży na kanapie, a tu wchodzi sąsiadka elegancka i trochę zwariowana pani Alutka. Dochodzi między nimi do wymiany zdań (pan inżynier cały czas półleży, pani Alutka stoi). Wreszcie pani Alutka opuszcza dom, a pan inżynier nie tylko ,że nie odprowadza jej do drzwi, ale nawet nie podnosi się z kanapy.

Ciekawe czy autorzy serialu to zaplanowali? A może mężczyźni grający w tym serialu tak zachowują się na co dzień?

Smoking jest ubiorem dżentelmenów

W książce znanego krakowskiego krawca, Jerzego Turbasy pt. „ABC męskiej elegancji” znalazłem anegdotę, która jest świetną ilustracją do tego czym jest savoir vivre. Przytaczam ją dosłownie za Turbasą: „Gdy niezatapialny Titanic nie zdając sobie sprawy ze swojej największej zalety, pozwolił sobie zatonąć, Benjamin Guggenheim, niewątpliwy dżentelmen, poszedł do swojej kajuty. Przebrawszy się w smoking, wyszedł na pokład, uznając, że jest to najwłaściwszy ubiór, by przywitać się z Wiecznością”.

Jak się zachowywać przy stole

W 1999 roku Instytut Emnid w Bielefeld przeprowadził badania dotyczące zachowania przy stole pytając 1003 osoby o to jakie zachowania uznają tuta taj z najważniejsze. Z badań tych wynika, że ludzie uznają, iż łamanie jednej z dziesięciu następujących zasad człowieka kompromituje:

1. Jedzenie z zamkniętymi ustami (95,4%);

2. Rozpoczynamy zdanie po przełknięciu kęsa (87,3%);

3. Zaczynamy jeść, gdy wszystkim podano danie (74, 3);

4. Siedzimy poprawnie przy stole – mysz za plecami, kot na kolanach, nadgarstki na stole – dop. S. K. (74,3%);

5. Wiemy, które potrawy je się sztućcami a które placami (72,9%);

6. Sztućców używamy poprawnie ( 68,3)

7. Łokci nie opieramy na stole (67,5%);

8. Przed sięgnięciem po szklankę lub kieliszek osuszamy wargi serwetka (62%)

9. Nie mieszamy potraw na talerzu i nie rozgniatamy ich (60,6%)

10. Używamy serwetki poprawnie (55,7%).

Korzenie etykiety

Wśród licznych podręczników savoir vivre, które pojawiają się na polskim rynku księgarskim są i takie, które mają w tytule słowo „współczesny” (np. „Współczesny savoir vivre”). Autorzy takich podręczników mają niekiedy takie aspiracje, by znosić jakieś ich zdaniem przestarzałe wskazania etykiety i wprowadzać na to miejsce nowe. Jest w tym wiele pychy i braku zrozumienia dla savoir vivre.

Wskazania etykiety mają zawsze swoja logikę i rodzą się w trakcie procesy historycznego oraz utrwalają poprzez pozytywne doświadczenia wielu pokoleń (sprawdzają się przez wielokrotną weryfikację).

Poza tym stanowią tez pewien kod kulturowy – język poprzez który wyraża się coś w sposób powszechnie zrozumiały.

Wiele wskazań etykiety powstało zatem setki, a niekiedy i tysiące lat temu – stanowią jej tradycję i głęboko osadzony w świadomości kulturowej i społecznej kod. Oto dwa przykłady:

Już w dziełach zawierających nauki Konfucjusza: „LI-CHI” oraz „ZHOU-LI” (a wiec dziełach powstałych 2500 lat temu) znajdujemy zakaz doprawiania potraw, które serwuje się nam na proszonym obiedzie. Już wtedy argumentacja była taka, że obraża to gospodarza – stanowi sugestię, że potrawa została źle doprawiona. Zasadę tę podaja jako obowiązująca podręczniki wydane dziś.

Każdy współczesny podręcznik savoir vivre mówi o tym, że najważniejszego gościa płci żeńskiej sadza się po prawej stronie gospodarza, a najważniejszego gościa płci męskiej sadza się po prawej stronie gospodyni.

Już starożytni grecy uznawali, ze gościa honorowej należy posadzić po prawej stronie gospodarza. Widać tu pewna różnicę, ale różnica ta pochodzi stąd, że w przyjęciach organizowanych w starożytnej Grecji nie brały udziału kobiety (spożywały one posiłek w innej izbie).

Savoir vivre to 93% sukcesu

Ostatnio zacząłem czytać do poduszki książkę Ute Witt „Savoir vivre przy stole czyli jak nie najeść się wstydu” (Warszawa 2009). Moja uwagę zwróciło między innymi następujące zdanie: „Międzynarodowe badania wykazały, że wrażenie jakie zrobimy na drugiej osobie w 55% zależy od ubioru i zachowania, w 38% od brzmienia głosu, a jedynie w 7% od wypowiadanych treści”.

Sądzę, że warto je sobie przemyśleć i wyciągnąć z niego odpowiednie wnioski.

Usuwanie komentarzy

Jeden z czytelników ma do mnie pretensje, ze usunąłem jego komentarz i ze to jest brak savoir vivre. Zapowiedziałem już dawno, że będę usuwał wszystkie niegrzeczne komentarze. W komentarzach każdy może napisać co chce, ale tylko wtedy, gdy będzie się trzymał etykiety i zasad dobrego wychowania. Taki już jest urok tego blogu.

Szok i przerażenie

Wczoraj w dzienniku telewizyjnym obejrzałem, tak jak miliony ludzi na całym świecie, migawkę z wielkiej gali – wielkiego przyjęcia, które dobyło się gdzieś w USA. Na przyjęciu tym obecny był Prezydent USA Barack Obama i to on oczywiście otworzył cała uroczystość oficjalnym przemówieniem. Jak zawsze elegancko ubrany wkroczył na podium i uśmiechając się sympatycznie wygłosił w ciepłych i bezpośrednich słowach krótkie i dowcipne przemówienie.

Gdy dobiegło ono końca wydarzyło się cos co spowodowało mój szok i przerażenie, wydarzyło się cos co było jakimś milowym krokiem USA, a w jakimś sensie i całej ludzkości do tyłu. Ten krok był tak wilki i długi, że sięgnął czasów jaskini.

Prezydent USA zakończył swoje oficjalne przemówienie słowami: „A teraz k… będzie wielkie żarcie”.

Zapewne miał być to żart, ale nie zmienia to postaci rzeczy i sytuacji. I chyba jakoś proroczy był film: „Między nami jaskiniowcami”. Cóż powiemy naszym małoletnim pociechom, gdy będą potem powtarzały powiedzonko amerykańskiego przywódcy.

Pozostaje nam tylko odwołać się do innego powiedzonka: „Co wolno wojewodzie to nie tobie smrodzie”.

Jakież będą jednak opinie naszych milusińskich o wszelkich „wojewodach”?

Wizyta

Wszystkie osoby, które zadały mi pytania w komentarzach p bezpośrednio przed 10 kwietnia br. Otrzymają odpowiedź w najbliższym czasie. Mam nadzieję, że wybaczą mi tę zwłokę. Oto pierwszy list, na który odpowiadam: Na pańskiej stronie internetowej można zapoznać się z treścią artykuł zamieszczonego na łamach ,,Praktycznej Pani” z 10 grudnia 1938 roku. W artykule tym przeczytać możemy m.in. ,,Małżeństwo nigdy nie składa wizyty osobie niezamężnej lub nieżonatej, o ile ta osoba nie jest w bardzo podeszłym wieku a w stosunkach towarzyskich małżeństwa składając wizytę kierują się starszeństwem wieku lub lat po ślubie, choć na te rzeczy mniej zwraca się uwagę przy wspólnej sympatii i serdecznej chęci wzajemnego poznania się.” Zastanowiło mnie słowo ,,nigdy”. Wskazuje ono na kategoryczność powyższego zalecenia. Czy można powiedzieć, że także i dziś (w zasadach savoir-vivre) mamy do czynienia z nakazem nie składania (przez małżeństwo) nigdy wizyt osobie niezamężnej lub nieżonatej, o ile ta osoba nie jest w bardzo podeszłym wieku ? Czy z tego wynika także, że nie wypada kawalerowi (w wieku np. 30 lat) składać wizyty małżeństwu (zarówno żona jak i mąż mają także po około 30 lat).

Savoir vivre w swych zasadach i kluczowych rozstrzygnięciach jest niezmienny od setek lat, ale są pewne obszary etykiety, które powstają i zanikają. Savoir vivre i etykieta zawsze wychodzą naprzeciw panującym obyczajom, wrażliwości społeczne, wrażliwości jednostek. Obyczaje te i ta wrażliwość są w różnych okresach historycznych różne. I tak pokazanie przez kobietę kolana na przełomie XIX i XX w. było wielkim wydarzeniem i powodowało u wielu osób oburzenie i zgorszenie ( u innych powodowało zachwyt i podniecenie). To się zmieniło. I razem z tym zmieniła się etykieta. Wskazania opisywane w artykule zamieszczonym na łamach ,,Praktycznej Pani” z 10 grudnia 1938 roku SA już nieaktualne. Przedrukowałem ten artykuł, ze względu na inne jego fragmenty. Być może popełniłem błąd nie opatrując go komentarzem.

Dziś nie ma sztywnych zasad odwiedzin, składania wizyt. Obowiązuje jednak oczywiście ogólna zasada savoir vivre, że nie możemy nikomu sprawić przykrości ani spowodować w nikim żadnych negatywnych odczuć. Dziś musimy sami umieć tę kwestię rozstrzygnąć. W pewnym sensie mamy łatwiej niż nasi dziadkowie, pewnym sensie jednak trudniej, bo spoczywa tu na nas większa odpowiedzialność i wszystko jest trudniejsze i mniej jasne.

Okulary słoneczne

Wiosna i coraz więcej osób nosi okulary słoneczne.

Niektóre osoby żałoby okulary słoneczne na czas żałoby narodowej i była dobra, z punktu widzenia savoir vivre, intuicja, ponieważ okulary takie zastępują woalkę – zasłaniają opuchnięte od płaczu oczy. Można je zatem zakładać na pogrzeby. Trzeba tylko pamiętać, aby nie były tak ciemne, że w ogóle nie widać przez nie oczu noszącej je osoby.

Niektóre osoby, tak mężczyźni jak kobiety, noszą okulary słoneczne tylko jako ochronę przez słońcem.

W takim wypadku, należy pamiętać o tym, że należy je zdjąć w trakcie rozmowy z kimś (czy wypowiedzi dla telewizji) oraz, gdy wchodzimy do pomieszczeń zamkniętych (do pomieszczeń zamkniętych zalicza się kawiarniane i restauracyjne ogródki)

Kobiety często wiedzą, że okularu jako takie, jeśli odpowiednio wyglądają zaliczamy do ozdobnej biżuterii. Kobiety zakładają je więc tylko dla ozdoby. W takich wypadkach nie muszą ich zdejmować podczas rozmowy czy wejścia do pomieszczeń zamkniętych.

Takie okulary-biżuteria powinny jednak spełniać w pełni kryteria, ze względu na które zaliczamy je do biżuterii (posiadać wysokie walory estetyczne) oraz być dobrane kształtem i kolorem do pozostałych elementów stroju.

Tylko cisza

Do dnia pogrzebu Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej Pana Lecha Kaczyńskiego oraz innych osób, które zginęły w katastrofie nie będę dokonywał wpisów „od siebie” do blogu. Do dnia pogrzebu będę reagował jedynie na pytania związane z żałobą. Na swojej stronie internetowej poświeconej savoir vivre zamieściłem w rubryce „Sprawy publiczne” przygotowany naprędce materiał pt. „Żałoba narodowa”. W rubryce „Odpowiadamy na pytania” jest też poruszony jeden problem związany z żałobą narodową.

Zachować klasę

W komentarzu do jednego z ostatnich materiałów pojawił się list podpisany „Kamil”, który warto tu przytoczyć i skomentować.

Oto on: „Chciałbym Pana spytać, jak powinienem zachować się, aby nie postąpić wbrew zasadom savoir vivre, w poniżej opisanej przeze mnie sytuacji. Dojeżdżam do pracy pociągiem i często zauważam na peronie osoby, które są mi znane, bądź z pracy, bądź z osobistych stosunków. Jak zapewne każdy, miewam dni, kiedy jestem w gorszym nastroju i lubię wtedy podróżować bez towarzystwa. Biorąc pod uwagę, że podróż trwa około godziny, przebywanie w przedziale pociągu z osobą, z którą akurat nie mam ochoty rozmawiać jest uciążliwe, ponieważ zarówno ja, jak i często druga osoba musimy się do takiej rozmowy zmuszać. Czy nie lepiej w takiej sytuacji po prostu nie podchodzić do takiej osoby na peronie, lecz ukłonić się z daleka. Może dla większości odpowiedź taka jest oczywista, jednak ja miałbym wówczas wyrzuty sumienia, że zachowałem się nieładnie. Sytuacja jest jeszcze bardziej kłopotliwa, jeśli takiego potencjalnego towarzysza podróży znam prywatnie.
Kolejna kwestia, którą chciałbym poruszyć dotyczy ubioru. W Pańskich tekstach często powtarza się zalecenie, aby nie wyróżniać się w ubiorze ani zbytnią niedbałością, ani nadmierną elegancją. Jak należy jednak traktować Pańskie zalecenia, kiedy, czy to w pracy, kościele, czy właściwie wszędzie panuje styl że tak powiem, niedbały (niedbałość z reguły jest pozorna, bo elementy ubioru są starannie dobrane i czyste) . Osoby tak ubierające się bynajmniej nie są niepełnoletnie, a styl ten jest na tyle powszechny, że nie sposób tego bagatelizować. Staje się to powoli regułą, że dorośli ubierają się jak młodzież, bez względu na miejsce przebywania. Wówczas to ja ubierając się nawet nie w garnitur i krawat, lecz zwykłą koszulę i marynarkę wyróżniam się nadmierną elegancją. Co z tego, że ubieram się, w moim mniemaniu, odpowiednio do okazji. Nasuwa mi się tutaj smutny wniosek, że zasady ubioru, które Pan czy ja wyznaję, przestają po prostu przystawać do obecnych czasów. Do stylu zwanego przeze mnie niedbałym, który moim zdaniem nie jest przejściową modą, ale stałą tendencją w sposobie bycia. Wskazywałby na to fakt, że tak ubierają się osoby na poważnych stanowiskach. Ja jako osoba dosyć młoda, ubierając się tradycyjnie, boję się zostać uznany za ekscentryka. Bardzo proszę o pomoc i opinię w powyższej wspomnianych kwestiach.
Na zakończenie pragnę Panu podziękować za to, że dzieli się Pan z wszystkimi wiedzą na temat savoir vivre, która niestety jest powszechnie zapomniana. Pozostaje mi mieć nadzieję, że kiedyś znów dzięki takim osobom jak Pan, te zwyczaje staną się normą i przestaną kogokolwiek dziwić”.

Pierwszy problem.

Oczywiście, że jeśli chcemy podróż w pociągu spędzić z jakichkolwiek względów samotnie nie musimy podchodzić do znajomych na peronie i witać się z nimi i że wystarczy w takim wypadku ukłon z daleka. Nie ma obowiązku wspólnego spędzenia podróży. Każdy z nas ma prawo wybrać samotność (chce się zdrzemnąć, coś przemyśleć, poczytać czy popracować). Jeśli obawiamy się, że taki ukłon z daleka zostanie źle odebrany (np. sprawi komuś przykrość, bo jest nadwrażliwcem) możemy podejść i sprawę wyjaśnić, np. „Przepraszam, ze cię opuszczę i usiądą w innym przedziale, ale muszą ( i tu jedno z wyjaśnień):coś ważnego przemyśleć; zdrzemnąć się; popracować itp. Jeśli ktoś tego nie potrafi zrozumieć to już nie nasza wina.

Drugi problem.

Być może potraktowałem gdzieś tę sprawę zbyt skrótowo. Oczywiście fakt, że większość osób, w których towarzystwie przebywamy łamie zasady etykiety nie zmusza nas do tego byśmy i my ją łamali. Jeżeli więc np. udajemy się na pogrzeb nie musimy dostosowywać się do innych, jeśli oni ubiorą się kolorowo, ale „w ciemno” ubieramy się na czarno. Jeżeli idziemy w niedzielę do kościoła też możemy spokojnie ubrać się w garnitur. To nie my się wygłupimy, ale wszyscy pozostali. My reprezentujemy cywilizacje i kulturę europejską, a oni? Problem z nadubraniem zaczyna się tylko wtedy, gdy jest sytuacja, w której nie ma ścisłych etykietalnych norm, co do ubrania i większość ubiera się skromnie czy nieelegancko. Wtedy powinniśmy się do tego dostosować w taki sposób, by wyglądać jak najskromniej, ale nie łamiąc wskazań etykiety. Jeśli więc np. na przyjęcie w ciągu dnia wszyscy udadzą się w ubiorach roboczych my możemy założyć ubranie sportowe koordynowane (np. czarne spodnie, jasna marynarka w pepitkę, pastelowa koszula, spokojny krawat, czarne skarpetki, skórzane, sznurowane półbuty).

Jeśli przyjmuje Pan zgodnie z etykietą, że mężczyzna z klasa pojawia się publicznie czy towarzysko tylko w marynarce i pod krawatem i dostosowuje swój ubiór do okoliczności to Pan się tego trzyma i puszcza mimo uszu złośliwe komentarze będąc wyrozumiałem dla pozbawionych ogłady znajomych. Nie można oczywiście poddawać się prostackiej modzie czy prostackim trendom.

Warto w tym miejscu uświadomić sobie, ze savoir vivre i etykieta nigdy nie były propozycją akceptowaną przez 100% populacji, a raczej przez 10-20% – tym, którzy uznają za wartości szlachetność, piękno, elegancję, rycerskość itd.

Wulgarność w „Rzeczpospolitej”

„Rzeczpospolita” to dziennik, który chce, jakby się wydawało, zachować klasę, być gazetą poważna i „europejską”. Ze zdziwieniem zatem znalazłem w nr 78 z 2 kwietnia 2010 r. komentarz Roberta Mazurka pt. „Być jak Winnicki”. Komentarz ten zaczyna się od słów: „Ciężkie jest życie Winnickiego Jana zasiadającego w Radzie Polityki Pieniężnej. Jest w niej, z przeproszeniem dam, członkiem”.

No cóż zaskakuje taka wulgarność, która ludziom dobrze wychowanym nie przystoi, zaskakuje i budzi zażenowanie i niesmak. W innym miejscu i czasie wszyscy by za to (autor, redaktor naczelny itd.), gdyby to się mogło zdarzyć, przepraszaliby z rumieńcami wstydu na twarzy. Dla nas to tylko przykład czegoś co występuje poza granicami naszego świata – świata wyższej kultury, czegoś na co, gdy się zdarzy w naszej obecności, należy zdecydowanie i ostro reagować, w tym oczywiście również poprzez zamknięcie drzwi naszego „salonu” raz na zawsze przed autorem takich słów.

Czego uczą nas seriale?

Seriale zawsze miały znaczne oddziaływanie na ludzi. Dziś, gdy przeciętny serial ma kilkaset albo nawet kilka tysięcy odcinków jest ono szczególne. Czy twórcy seriali zdają sobie do końca sprawę z tego co i w jaki sposób promują, jakie wartości upowszechniają, a jakie przekreślają? Wydaje się, że nie, że nie kontrolują do końca wymowy seriali, że upowszechniają nieświadomie, tak przy okazji, pewne poglądy i postawy, które albo są akurat dominujące w społeczeństwie albo stanowią ich własny pogląd lub postawę. Pewien wpływ na ostateczną wymowę serialu mają z pewnością aktorzy, którzy wprowadzają własne wizje i zachowania. Oczywiście reżyser może zawsze zareagować, ale gdy w grę wchodzi pośpiech (co przy tworzeniu serialach miało miejsce często, a dziś jest „stałym elementem gry”) pozwala chcąc nie chcąc aktorom na takie współtworzenie dzieła.

Widać to szczególnie w serialach historycznych, które, gdy nie są poprzedzone wnikliwymi studiami historycznymi (a z reguły nie są) przedstawiają obraz tamtych czasów w taki sposób, że można odnieść wrażenie, że niczym oprócz ubrań i wyposażenia wnętrz nie różniły się od naszych czasów. Ich bohaterowie mówią bowiem takim językiem i zachowują się tak jak ludzie XXI w. wykonując tylko od czasu do czasu jakiś gest lub używając jakiegoś słowa czy zwrotu, które są inne, mają świadczyć o tym, że mamy do czynienia z ludźmi sprzed stu czy dwustu lat.

Odnoszę wrażenie, ze cały światek filmowy jest dziś jakoś na bakier z savoir vivre i etykietą, nie zna ich i nie „czuje”. Być może ma na to wpływ jego „artystyczny luz”.

Jeszcze 50 lat temu było inaczej. Jak wiem z podręczników savoir vivre po Hollywood krążyły szczegółowe instrukcje w jaki sposób ma zachować się aktor grający prostego, nieokrzesanego człowieka czy choćby człowieka pozbawionego ogłady. Czasy się zmieniły i dziś reżyserzy i aktorzy potrzebują instrukcji dotyczących zachowania człowieka „światowego”, dobrze wychowanego, arystokraty czy nawet dyplomaty (a takich instrukcji dziś niestety nie ma). Dyplomata we współczesnym filmie czy sztuce nie przestrzega podstawowych wskazań etykiety (np. w telewizyjnym spektaklu Zanussiego), arystokrata zachowuje się jak lokaj.

Klika przykładów. Dyplomaci we współczesnych serialach chodzą w rozpiętych marynarkach, trzymają kieliszki za czasze i witają się z innymi w taki sposób i w takiej (nieprawidłowej, obraźliwej dla VIP-ów) kolejności, że w realnym świecie natychmiast zostaliby usunięci z pracy. To trzymanie kieliszków za czasze jest w filmach fabularnych i serialach nagminne. Za nóżki biorą kieliszki z reguły tylko bohaterowie filmów, w których mowa jest o środowiskach miłośników znawców wina (jak we wspomnianym przeze mnie w blogu filmie „Młode wino). Jedynym tu wyjątkiem jaki znam jest czeska komedia romantyczna pt. „Idealny mężczyzna, która rozpoczyna się od wyznania młodej kobiety poszukującej tego „wyśnionego”, w którym go charakteryzuje i stwierdza, że rozpozna go z daleka, bo będzie właśnie trzymał kieliszek za nóżkę.

Powyższa refleksja nasunęła mi się, gdy obejrzałem jeden z odcinków „Wojny domowej” , następnie „Rodziny zastępczej” (i się zirytowałem). Pierwszy serial powstał w latach sześćdziesiątych poprzedniego wieku i jest w nim jeszcze wiele etykietalnych zachowań. I tak np. młody chłopak będący jego bohaterem, gdy wybiera się na pierwsza randkę zakłada garnitur, białą koszulę i krawat. W oglądanym przeze mnie odcinku była jednak taka scena, w której sąsiadka z góry (Irena Kwiatkowska) odwiedza sąsiadkę z dołu (Alinę Janowską). Mąż sąsiadki z dołu otwiera drzwi i dowiadując się, że Kwiatkowska chce zobaczyć Janowską nie zaprasza jej do środka tylko woła żonę. Oboje cz keja na nią długo, Kwiatkowska na klatce schodowej.

W serialu „Rodzina zastępcza” wielodzietną rodzinę odwiedza sąsiad, producent filmowy średnim wieku. Zachodzi on do pokoju nastolatka i rozmawia z nim kilka minut. Producent filmowy stoi nastolatek cały czas siedzi (nie podniósł się z miejsca, gdy gość wszedł do jego pokoju).

Ci natrętni mężczyźni

Kilka dni temu w komentarzu do jednego z moich tekstów pojawiła się następująca wypowiedź: „Niechciane spoufalanie w miejscu pracy to rzeczywiście nieprzyjemny temat i bardzo się cieszę, że został zauważony. Na marginesie dodam, że choć zmuszona jestem zgodzić się z Pana opinią ( klient nasz pan ), to naprawdę niesamowicie trudno jest mi odpowiadać kulturalnym zachowaniem na prostactwo, by nie powiedzieć wulgarność. Zawsze miałam problem z niechcianymi adoratorami w miejscu pracy. Nie chodzi o to, że jestem powalającą pięknością i schodziły się tłumy, tylko o to, iż upodobało mnie sobie kilku panów, którzy utrudniali mi wypełnianie obowiązków dzień w dzień. Robili to na przykład stojąc przy moim stanowisku po kilkadziesiąt minut, rzucając dwuznaczne komentarze, racząc mnie przy tym alkoholowymi wyziewami, czy znosząc batoniki lub czekolady, które wciskali mi niemal na siłę. Pomijając już zwykłą uciążliwość, często powodowało to niezręczne sytuacje i było nieprzyjemne dla innych klientów. Nie dawali zbyć się w żaden znany mi, delikatny sposób. Nie umiałam sobie poradzić także z jednym klientem, który, choć zachowywał się przyzwoicie, potrafił zająć mi kilka godzin, opowiadając o swoim życiu. Jak należy zachować się w takich sytuacjach?”

Odpowiedz na to pytanie może być tylko jedna: trzeba być kulturalnym i grzecznym, ale oficjalnym i bardzo stanowczym, natychmiast ucinać, kończyć wszystko to, co nie jest „służbowe”, np. „W czym mogę Panu pomóc w kwestiach związanych z moją pracą? Proszę mi nie przeszkadzać w pracy. Muszę zając się innym klientem. Jestem w pracy i moim obowiązkiem jest….. (tu podanie obowiązku). Nie życzę sobie utrzymywać z panem prywatnych, towarzyskich kontaktów – czego pan sobie życzy w kwestiach leżących w moich kompetencjach służbowych itd.

Ludzie często spoufalają się, gdy nie dostrzegają oficjalnego dystansu, a osoba, z którą się kontaktują jest młoda. Być może (nie twierdzę, ze tak koniecznie jest) jest to Pani problem. Wiele podręczników radzi w takich sytuacjach bardzo oficjalny wygląd i strój (tzw. zero seksu), utrzymywanie jak największego dystansu (odległości), oficjalny wyraz twarzy i ton.

Mówić komuś „Ty”

Na mój materiał pt. „Panie Jurku, Pani Zosiu” zareagował jeden z czytelników podpisujący się imieniem Paweł. Warto jego wypowiedź przytoczyć w całości i zareagować na nią.

Pisze on: „Cieszę się, że poruszył Pan temat spoufalania się. Chciałbym się przy okazji odnieść do podobnego problemu. Otóż jestem osobą stosunkowo młodą (22 lata) i często zdarza się, że osoby starsze (np. klienci w moim miejscu pracy) mówią do mnie "na ty". Zauważyłem też, że postępują w taki sposób osoby zauważalnie starsze (powyżej 35-40 lat), natomiast osoby w podobnym wieku co ja, zwracają się do mnie per "pan". Osobiście uważam, że szacunek należy się każdej osobie bez względu na wiek, ale zauważyłem, że osoby starsze (mając do czynienia ze znacznie młodszymi) o tym zapominają. Czy wypada w takiej sytuacji zwrócić tej osobie uwagę i powiedzieć, że sobie tego nie życzę? Pewien mój znajomy w takich sytuacjach zwyczajnie odpowiada tym samym - do takich osób zwraca się również "na ty". Twierdzi, że skoro osoba starsza zaczęła owo spoufalanie się, to najwyraźniej jej to odpowiada. Sam jednak nie wyobrażam sobie takiej sytuacji - np. odpowiedzenia w ten sposób do przełożonego, czy wykładowcy na uczelni. W przypadku takich osób nawet nie wiem, czy wypada zwrócić uwagę. Inny problem, ale podobnej natury, pojawia się, kiedy jestem "na ty" z osobą wyraźnie starszą (po tym jak sama sobie zażyczyła, żebym tak się do niej zwracał). Mnie to nie przeszkadza, ale często wywołuje nieprzyjemne komentarze osób trzecich, kiedy coś takiego usłyszą (np. zacytuję "Co ma znaczyć, że dwudziestoletni gówniarz mówi po imieniu do wójta?" - oczywiście w sytuacji pozasłużbowej, w jego miejscu pracy przy osobach trzecich zwracam się "panie wójcie"). Jak się zachować? Wyjaśnić tym osobom nasze stosunki, czy może je zignorować? A może w przypadku osób znacznie starszych czy też z wyższej pozycji (przełożonym, profesorom) odmówić przejścia "na ty" kiedy to zaproponują?”.

Gdy zaczyna nam mówić „ty” ktoś ważny np. klient (klient nasz pan), profesor czy burmistrz nie powinniśmy na to reagować, chyba, że jest to ewidentnie obraźliwe i poniża nas w oczach innych. Należy zignorować „tykanie” w myśl zasady „klient (czy VIP) ma zawsze rację”. Jeśli będziemy reagować tak jak kolega Pana Pawła możemy spowodować bardzo negatywne skutki, a człowiek dobrze wychowany takich skutków nie wywołuje. Brak grzeczności i klasy nie zwalnia nas z grzeczności. To my pokażmy klasę.

Jeżeli jednak będziemy już zwracać uwagę, to bardzo delikatnie, z uśmiechem, kulturalnie. Może to być w formie opowiedzenia anegdoty. Można np. odwołać się do reklamy, która teraz pojawia się w mediach, jednego z banków i powiedzieć: „Wie Pan, gdy tak Pan mówi do mnie „ty”, to kojarzy mi się z tą reklamą z radia, w której człowiek mówi do kolegi, że dostanie pożyczkę z banku, bo jest z jego dyrektorem na „ty”, a kolega się pyta: „Jak to możliwe?” Człowiek odpowiada: „Jak byłem w banku, to przechodził kolo mnie dyrektor i powiedział do mnie Ty zejdź mi z drogi” Po opowiedzeniu tej anegdoty można powiedzieć: „A co ja dostanę od Pana?”.

Być może, że Pan Paweł powinien zmienić jakoś swój wizerunek (fryzura, okulary, ubranie), aby dodać sobie lat i powagi tak, aby inni nie ośmielali się go tykać. Być może potrzeba by również jakiś innych znaków – np. trzymania dystansu w każdy sensie, również językowym i fizycznym.

Gdy ktoś w świetle procedencji ważniejszy od nas proponuje nam przejście na ty odmowa może być potraktowana jako obraza. Nie odmawiajmy więc. Z góry możemy jednak zapowiedzieć, że będziemy VIP-a tykać tylko, gdy będziemy z nim sam na sam lub w obecności osób naprawdę z nami zaprzyjaźnionych i wprowadzonych w sytuację. (można powiedzieć: „To byłoby dla mnie niezręczne”). Gdy będziemy się potem tego trzymać nie będzie żadnych problemów.

Zachowanie w hotelu

Ostatnie cztery dni spędziłem w górach w pięciogwiazdkowym hotelu dokonując przy okazji swoistych badań z zakresu savoir vivre i etykiety. W tym miejscu przedstawię ich wyniki związane z zachowaniem gości hotelowych.

Hotel był bardzo elegancki. W tego typu hotelach obowiązuje z punktu widzenia savoir vivre i etykiety określony ubiór. Ubiór człowieka musi zawsze pasować do miejsca, czasu i okoliczności. W bardzo eleganckim stroju, garniturze i pod krawatem będziemy, co jest oczywiste, źle wyglądać na plaży czy w schronisku górskim. W pięciogwiazdkowym, wyłożonym marmurem hotelu będziemy źle wyglądać w spranych dżinsach, koszulce polo i adidasach, A tak byli ubrani niektórzy goście hotelu, w którym mieszkałem. W takim stroju przychodzili na śniadanie i w takim jedli kolację. Byli tez tacy, bardziej „eleganccy”. Ci mieli na sobie ubiory, które jednak trudno zakwalifikować z punktu widzenia etykiety. I tak panowie ubrani byli np. na kolację w garniturowe spodnie i kolorową koszulę bez krawata, panie zaś np. czarne spodnie i kolorowa bluzkę.

O klasie hotelu nie świadczą tylko jego wnętrza i jakość usług, ale również goście. Tak więc np. na pływających po całej Europie rzecznych statkach-hotelach, na których można w ciągu 7 do 14 dni zwiedzić kilka krajów (niektóre statki posiadają nawet baseny kąpielowe i apartamenty z tarasami) obowiązuje bezwzględnie określony strój, co jest zaznaczone nawet w internetowych informacjach o tych rejsach. Wymaga się tam do śniadania i obiadu sukienek od kobiet, a marynarek i krawatów od mężczyzn, a do kolacji ubiorów korporacyjnych ( wypadku mężczyzny jest to czarny garnitur, w wypadku kobiet ciemna sukienka lub kostium). W wielu restauracjach na Zachodzie i USA nie wpuszcza się mężczyzn bez krawat marynarki (restauracja użycza krawatów i marynarek tym, którzy ich nie posiadają).

Cechą charakterystyczna dobrego hotelu jest cisza i przeświadczenie, że gości jest mało, (bo właśnie ich nie słychać i ich nie widać – rozpraszają się na dużej przestrzeni). W hotelu znalazły się dwa „rodzynki”, które nie panowały (tak w restauracji jak i np. na basenie) nad emisja głosu (pisałem wielokrotnie na swojej stronie, ze jest to szczególna, dyskwalifikująca w znacznej mierze człowieka w perspektywie bon tonu, wpadka).

W dobrych hotelach posiadających basen są specjalne ciągi komunikacyjne służące do przemieszczania się od pokoju hotelowego do basenu. W tym hotelu była specjalna wewnętrzna winda ( spotkałem np. hotel, w którym były boczne schody prowadzące do basenu). Chodzi o to, by ludzie w szlafrokach nie pojawiali się na głównych ciągach komunikacyjnych, koło recepcji i restauracji, nie mieszali się z ludźmi w garniturach. W tym hotelu była zewnętrzna oszklona winda, którą było cały czas widać (niezależnie od tego na którym była piętrze). Jeden mężczyzna ciągle właśnie tą winda jeździł na basen i z powrotem tylko w szlafroku.

W ramach basenu było jedno wyeksponowane na podwyższeniu jaccuzi przeznaczone dla 2-4 osób. Byli tacy, którzy przesiadywali w nim grupkami ponad godzinę prowadząc głośne dyskusje uniemożliwiając innym skorzystanie z niego. Było to irytujące i bez klasy.

Na wielu hotelowych basenach ich zmorą są osoby pływające na plecach i wpadające na ludzi. W tym hotelu problem ten został rozwiązany poprzez umieszczenie na suficie luster.

W pięciogwiadkowym hotelu

Wyjeżdżam jutro z żoną na 5 dni w góry do pięciogwiazdkowego hotelu dobrze i naprawdę wypocząć (będę zatem milczał przez 5 dni). Będzie to dla mnie „wyprawa badawcza”. Przywiozę z niej masę spostrzeżeń o zaletach i niedociągnięciach hotelu pięciogwiazdkowego, które będę wykorzystywał w blogu. Mam świadomości, że tych niedociągnięć będzie masę jeśli weźmiemy jako punkt wyjścia standard dobrych hoteli sprzed choćby 50 lat. Jeden z takich idealnych hoteli opisuje Agatha Christie w swojej powieści „Hotel Bertram”. Tam, gdy tylko człowiek wchodził poznawał klasę hotelu po meblach, które stały w holu. Było tam masę krzeseł i foteli różnej wielkości, bo dostosowanych do rozmaitego wzrostu, tuszy i wieku. Obok foteli, w które człowiek się dosłownie zapadał (ale gdy usiadł na takim fotelu człowiek stary to miał kłopoty ze wstaniem) przeznaczonych dla wypoczynku wręcz półleżącego były tam fotele, w których siedziało się prawie na baczność, obok foteli dla ludzi chudych były fotele, których mógł się zmieścić każdy grubas itp., itd. Warto sobie z łezkę w oku uświadomić, że kiedyś wszystko było na miarę, buty, spodnie, marynarki, spódnice i sukienki, również krzesła i fotele. Dziś w czasach globalizacji poziomej, pionowej i na skos trudno to sobie wyobrazić.

Mówić komuś „ty”

Na mój materiał pt. „Panie Jurku”, „Pani Zosiu” zareagował czytelnik

Cieszę się, że poruszył Pan temat spoufalania się. Chciałbym się przy okazji odnieść do podobnego problemu. Otóż jestem osobą stosunkowo młodą (22 lata) i często zdarza się, że osoby starsze (np. klienci w moim miejscu pracy) mówią do mnie "na ty". Zauważyłem też, że postępują w taki sposób osoby zauważalnie starsze (powyżej 35-40 lat), natomiast osoby w podobnym wieku co ja, zwracają się do mnie per "pan".
Osobiście uważam, że szacunek należy się każdej osobie bez względu na wiek, ale zauważyłem, że osoby starsze (mając do czynienia ze znacznie młodszymi) o tym zapominają. Czy wypada w takiej sytuacji zwrócić tej osobie uwagę i powiedzieć, że sobie tego nie życzę?
Pewien mój znajomy w takich sytuacjach zwyczajnie odpowiada tym samym - do takich osób zwraca się również "na ty". Twierdzi, że skoro osoba starsza zaczęła owo spoufalanie się, to najwyraźniej jej to odpowiada. Sam jednak nie wyobrażam sobie takiej sytuacji - np. odpowiedzenia w ten sposób do przełożonego, czy wykładowcy na uczelni. W przypadku takich osób nawet nie wiem, czy wypada zwrócić uwagę.

Inny problem, ale podobnej natury, pojawia się, kiedy jestem "na ty" z osobą wyraźnie starszą (po tym jak sama sobie zażyczyła, żebym tak się do niej zwracał). Mnie to nie przeszkadza, ale często wywołuje nieprzyjemne komentarze osób trzecich, kiedy coś takiego usłyszą (np. zacytuję "Co ma znaczyć, że dwudziestoletni gówniarz mówi po imieniu do wójta?" - oczywiście w sytuacji pozasłużbowej, w jego miejscu pracy przy osobach trzecich zwracam się "panie wójcie"). Jak się zachować? Wyjaśnić tym osobom nasze stosunki, czy może je zignorować? A może w przypadku osób znacznie starszych czy też z wyższej pozycji (przełożonym, profesorom) odmówić przejścia "na ty" kiedy to zaproponują?

„Panie Jurku”, „Pani Zosiu”

Pierwszy raz ktoś zareagował na moje teksty w blogu nie w formie komentarza, ale w formie e-maila. Oto jego zasadnicza treść: Moje pytanie dotyczy zwracania się osób młodych, lub znacznie młodszych wiekiem, do starszych per : panie Romanie, pani Zosiu. Ma to miejsce m. in. w oglądanym przeze mnie programie prof. Miodka -"Słownik polsko - polski", gdzie prowadząca program red. Dzikowska wita "skypujących" uczestników : -"Witamy Pana, Panie Janie, Marku, Zdzisławie" itp. Stało się to już polską normą zwyczajową, czy jest to nadal po prostu tykaniem?

To jest taki telewizyjny „luz” (coś takiego jak pokazywanie się panów na ekranie w garniturze, ale bez krawata) nieuprawniony z punktu wiedzenia savoir vivre, który przenosi się w naszą codzienność. Podejrzewam, że „luz” ten upowszechniany jest również przez niektóre biznesowe szkoły marketingu. Stąd wiele osób zajmujących się małym czy dużym biznesem zaczyna swoją pierwszą skierowaną do nas jako do osób, które widzą pierwszy raz na oczy wypowiedź od takiego tykania.

Nie wolno tak. To w istocie niegrzeczne spoufalanie się. Do osób sobie nieznanych powinniśmy mówić „proszę pana”, „proszę pani” lub z nazwiska „panie Krajski”, „pani Malinowska”.

Mówimy do kogoś „Panie Stanisławie” czy „pani Mario” jak jesteśmy już z tym kimś w bardzo zażyłych stosunkach (nie tak jednak z zażyłych. Buy mówić sobie wprost „ty”).

Savoir vivre i wulgarność

Nikt chyba nie ma wątpliwości co do tego, że savoir vivre jest integralnym elementem tzw. kultury wyższej i że trudno sobie wyobrazić człowieka kulturalnego, który neguje savoir vivre tak w teorii jak i praktyce. Trudno też wyobrazić sobie człowieka kulturalnego, który klnie jak szewc, jest wulgarny, używa prostackiego języka marginesu społecznego i operuje wulgarnością jako swoim środkiem wyrazu.

Savoir vivre i kultura nie są do pogodzenia z wulgarnością. Tak jest w życiu. A czy w sztuce może być inaczej? Czy sztuka ma prawo używać wulgarności jako swego środka wyrazu? Czy nie pozostaje to w sprzeczności z jej istotą? Czy rzeczywiście są takie sytuacje, problemy, zagadnienia, że sztuka chcąc je przedstawić nie może uciec od wulgarności? Czy sztuka używająca wulgarności jako swego narzędzia nie staje się wulgarna przestając tym samym być sztuką?

Wszystkie e pytanie nasunęły mi się podczas oglądania polskiego, najbardziej wulgarnego jaki widziałem, filmu pt. „Wojna polsko-ruska”.

Żeby być precyzyjnym i uczciwym muszę dodać, że obejrzałem tylko pierwsze 15 minut tego filmu. Więcej nie byłem w stanie. Nie znoszę, nie toleruję wulgarności.

Tak a propos tego „arcydzieła” zadajmy sobie pytanie: czy w podręcznikach savoir vivre znajdujemy jakieś wskazówki dotyczące wulgarności? Prawie ich nie ma tak jak nie uwag na temat bekania czy puszczania bąków.

Jest jednak, jedna, powtarzająca się, dająca wiele do myślenia, wskazówka. Jeśli człowiek kobieta znajdzie się w towarzystwie mężczyzn, którzy w pewnym monecie zaczną używać wulgarnego języka, powinna ich szybko przywołać do porządku. Jeśli to nie poskutkuje jest zobowiązana natychmiast opuścić towarzystwo.

Czy potrzebny jest nam „Kodeks honorowy XXI wieku”?

Powoli zabieram się do pisania nowej książki z zakresu savoir vivre. Będzie nosić tytuł „Kodeks honorowy XXI wieku. Savoir vivre wobec zachowań niewłaściwych, niestosownych, niegodnych i obraźliwych”

Książka składać się będzie z dwóch części.

Część I obejmująca jakieś 80% jej objętości podejmie dwa problemy.

Pierwszy to katalog zachowań niezgodnych z savoir vive: zachowań niewłaściwych (tych najmniej szkodliwych takich jak: faux pas, gafa, niezręczność, nietakt, brak grzeczności, niegrzeczność itp.), zachowań niestosownych (tych, które już łamią jakoś drastycznie podstawowe normy savoir vivre, ale jeszcze nie w sposób „wołający o pomstę do nieba” (niestosowne jest używanie słów wulgarnych w towarzystwie, klepnięcie po pupie koleżanki w pracy, złożenie jej, właśnie niestosownej propozycji; niestosowne jest upicie się i podyktowane przez nie zachowania itp., itd.), zachowań niegodnych (a więc tak drastycznych, że godzą już w podstawowe ludzkie wartości, takich jak np. uwiedzenie żony przyjaciela, nagłe porzucenie żony będącej w ósmym miesiącu ciąży, składanie fałszywych zeznań – niekoniecznie przed sądem powodujących krzywdę drugiego, nie oddanie znacznego długu w sytuacji, gdy ten komu jesteśmy winni pieniądze jest w ciężkiej sytuacji materialnej itp., itd.), zachowań obraźliwych, przede wszystkim obraźliwych wypowiedzi szkalujących dobre imię innych, upokarzających ich, uwłaczających im itp., itd.)

Drugi problem to sposób naszego właściwego, proporcjonalnego zgodnego z savoir vivre reagowania na te zachowania. W jakiej mierze i kiedy powinniśmy być wobec nich wyrozumiali, wspaniałomyślni, wielkoduszni, a w jakich sytuacjach bezwzględni.

Cześć druga książki to byłby już sam w pełnym tego słowa znaczeniu kodeks honorowy dostosowany do realiów XXI wieku w Polsce.

Będę wracał do tego tematu i oczekiwał na uwagi.

Typy węzłów krawata

Obiecałem jednemu z czytelników – Panu Maciejowi P., że napiszę coś o węzłach do krawata i długo, za co przepraszam tej obietnicy nie spełniałem. Będę j ą spełniał na raty, bo temat, wbrew pozorom, jest wielki.

Pan Maciej P. wiązał ten problem z kształtem twarzy. To nie jest do końca tak. Wybór takiego, a nie innego węzła krawata związany jest z materiałem z jakiego sporządzony jest krawat (inny będzie węzeł dla krawatów z cienkiego materiału np. jedwabiu, inny dla krawatów z przeciętnego materiału, jeszcze inny dla krawatów z mięsistego materiału), z szerokością krawata (inny do wąskiego krawata, inny do szerokiego) z tym jak bardzo uroczysta czy oficjalna jest okazja na jaką się ten krawat wkłada, z wielkością mężczyzny (mały mężczyzna, mały węzeł, duży mężczyzna duży węzeł) i z kształtem kołnierzyk.

Na rynku księgarskim pojawiały się publikacje, w których można było znaleźć ponad 100 typów węzłów do krawata, W praktyce savoir vivre występuje jednak tylko 7 podstawowych typów węzłów krawata.

To kształt kołnierzyka dobierany jest do grubości szyi i kształtu twarzy, tylko że typ kołnierzyka wyznacza typ węzła krawata.

Będę jeszcze kilkakrotnie wracał do tego problemu.

Herbata w filiżance

Na mój materiał pt. „Herbata w szklance” zareagowało żywiołowo dwoje czytelników dokonując swoistej apoteozy picia herbaty w szklance argumentując w różny sposób „za”. Obiecałem zareagować na ich głosy. Trwało to tak długo, bo początkowo zamierzałem dokonać wręcz naukowego dowodu powołując się na liczne dzieła z zakresu savoir vivre, etykiety oraz dotyczące herbaty jako takiej (napisane przez jej smakoszy).

Przygotowałem się nawet do tego wywodu, ale w końcu zrezygnowałem. Doszedłem do wniosku, że za dużo zajęłoby mi to czasu. Napiszę zatem krótko. We wszystkich podręcznikach savoir vivre dopuszcza się picie herbaty wyłącznie w filiżankach. Nie jest to jakąś tylko formalna etykieta, jakiś pusty ceremoniał. Savoir vivre działa zawsze według pewnej logiki, której jedną z przesłanek jest najwyższa jakość. I tak np. poszczególne typy wina pije się w takich a nie innych kieliszkach, bo to wino najlepiej w nich smakuje. Podobnie jest z herbata. Gdy zajrzymy do dzieł napisanych przez smakoszy dotyczących herbaty dowiemy się, że herbatę pijemy wyłcznei filiżankach (chodzi o czarną herbatę, bo np. w Azji dopuszcza się picie zielonej herbaty w szkle)

Dlaczego więc Chińczycy, najwięksi znawcy herbaty zawsze pili je w porcelanowych naczyniach? Dlaczego naśladuje ich cały cywilizowany świat? Dlaczego tak nakazuje savoir vivre?

Bo tak jest najlepiej.

Ktoś może lubić pić herbatę w szklance, ale to jest tylko jego osobisty wybór. Sądzę, ze decyduje tu zasada – przyzwyczajenie dryga natura człowieka. Taki ktoś jednak musi pamiętać, ze wskazania etykiety, choć nie są obowiązkowe, stanowią również pewien kod kulturowy. Gdy go brak informacja też jest konkretna, tylko że negatywna.

Jeśli zatem ktoś chce pić herbatę w szklance niech lepiej jednak nie robi tego publicznie, szczególnie na Zachodzie, bo tam (ale i w Polsce) może być odebrany tak jak ten, który pije wódkę ze słoika po musztardzie.

Palenie przy stole

Jeden z czytelników reagując na mój materiał pt. „Pies, kot i alergicy” napisał: „Widzę pewne niekonsekwencje w opisie zasad S-V w stosunku do palaczy i w stosunku do zwierząt... posiadacze zwierząt muszą bezwzględnie pamiętać o ewentualnych alergikach i osobach których psychika źle toleruje zwierzęta - i dlatego biedne zwierze jest spychane na całkowity margines... natomiast palaczom wolno palić przy stole - nikt nie podnosi sprawy biernego palenia - zaś kwestia estetyki i smrodu jest bagatelizowana wg mnie zasady SV w tym przypadku trzymają stronę palaczy - bo tak jest im wygodnie - jeśli rzeczywistość obiektywna jest inna - tym gorzej dla niej”.

Odpowiadając musze stwierdzić, że savoir vivre to sztuka życia, w ramach której zawsze człowiek jest ważniejszy od zwierzęcia. Każdy podręcznik zaleca usunięcie wszystkich zwierząt z miejsca (np. z pokoju), gdzie odbywa się spotkanie towarzyskie.

W savoir vivre obowiązuje parę zasad dotyczących sposobów zadbania o dobre samopoczucie innych i ustępstw w stosunku do innych, ustępstw związanych z zapewnieniem im tego dobrego samopoczucia. Ustępstw takich dokonuje się w stosunku do wszystkich ludzi, ale w szczególności wobec gospodarzy, gości honorowych i osób, które precedencja określa jako ważniejsze od innych (tych osób, którym miejsce przy stole wyznacza się blisko gospodarza i blisko gospodyni) Pokażmy to na przykładzie palenia przy stole.

Gdy tytoń w postaci cygar, apotem papierosów zaczął być traktowany w świecie savoir vivre jako przysmak tego typu co deser czy lampka koniaku ustanowiono palarnie do których udawali się panowie (panie wtedy nie paliły) po głównym posiłku, by wypalić dobre cygaro czy papierosa. Panowie zakładali do palenia specjalne marynarki z aksamitnymi klapami, a potem wracając do towarzystwa zakładali z powrotem swoje zwykłe ubiory. Te marynarki były po to, by panowie palący nie przynosili ze sobą do towarzystwa przykrego dla niektórych zapachu dumy (aksamitne klapy w sposób szczególny wchłaniały dym). Strój do palarni nazwano w pewnym momencie smokingiem.

Powyższa procedura obowiązuje do dziś, tylko że smokingi (które nabrały specjalnej rangi nie związanej z paleniem) zostały zastąpione przez specjalne marynarki „do palenia”. Możemy o tym przeczytać w wielu zachodnich podręcznikach.

Savoir vivre mówi dziś, ze obowiązkiem gospodarzy jest stworzeni dla gości jak największego komfortu. Jeżeli więc goście są palący należy im wydzielić eleganckie pomieszczenie do palenia (bie może to być kuchnia, łazienka czy balkon), wyłożyć dobre papierosy, popielniczki i zapałki czy zapalniczki.

Jeżeli gospodarze nie tolerują u siebie w domu dymu nie zapraszają do siebie palących, lecz umawiają się z nimi w lokalach publicznych lub u nich w domu.

W pewnym momencie historycznym palenie stało się tak powszechne, ze większość gości zasiadających przy stole (również kobiety) paliło, a pozostałym to nie przeszkadzało. W tej sytuacji savoir najpierw zezwoliło na palenie przy stole pod koniec posiłku (przy kawie), a potem pomiędzy daniami.

Gdy pojawił się obyczaj palenie pomiędzy daniami to gospodarz zawsze na bieżąco decydował czy na niego zezwolić czy nie.

W pewnym momencie historycznym pojawiły się osoby, które zaczęły protestować przeciwko paleniu w ich obecności. Savoir vivre rozstrzygnął i tę kwestię.

Gdy gospodarze wiedzą, że przy stole siedzą takie osoby mogą postąpić w dwojaki sposób.

Po pierwsze, zezwolić na palenie tylko w palarni.

Po drugie, zadbać przede wszystkim o gościa honorowego czy osoby najważniejsze (które sadza się blisko gospodyni i gospodarza) i jeżeli gość honorowy pali pozwolić mu na palenie przy stole lub pozwolić palić wszystkim palącym jeśli palacze przeważają wśród osób najważniejszych.

Osoby niepalące nie powinny w takiej sytuacji protestować ze względu na szacunek dla gościa honorowego czy gości najważniejszych.

Mogą też być inne względy skłaniające gospodarza do pozwolenia na palenie przy stole. Oto dwa przykłady.

Podczas jednej kolacji u papieża Jana Pawła II był obecny prof. Mieczysław Gogacz znany papieżowi jeszcze z czasów studenckich jako namiętny palacz. Gdy kolacja trwała już jakieś dwie godziny, i papież spostrzegł, że Gogacz (siedzący daleko od niego) jest coraz bardziej smutny i niespokojny, powiedział: „Zapal sobie Mieciu”.

Gdy papież Jan Paweł II przyjmował na audiencji komunistycznego, rosyjskiego dygnitarza Gromykę i zobaczył, że ten jest bardzo zdenerwowany i nie może z tego powodu wydusić z siebie ani słowa powiedział; „Proszę sobie zapalić”. Gromyko wyciągnął papierosa, wypalił go w ciszy i już spokojny zaczął mówić.

Podsumowując. Dziś w czasach gdy tak wielu ludzi nie toleruje dymu trzeba raczej doprowadzić do tego, by palacze palili wyłącznie w palarni (ale musi ona być nawet gdy tylko jeden z gości jest palący). Jeżeli jednak gość honorowy jest namiętnym palaczem należy mu pozwolić palić przy stole.

Savoir vivre i zbrodnia

Powaliło mnie do łóżka jakieś wirusowe świństwo, pozbawiło siły i ochoty do jakiejkolwiek aktywności. W takich chwilach sięgam po Kraszewskiego, a gdy temperatura mojego ciała zaczyna się zbliżać do 38 stopni sięgam po peerelowskie kryminałki. Tym razem zabrałem się do czytania „Waza Króla Priama” Barbary Gordon. Czytałem tę książkę ostatnio jakieś 10-15 lat temu, ale już prawie nic nie pamiętam, a poza tym widzę w niej to, czego kiedyś nie widziałem. Czytanie po raz enty tych samych książek po dłuższej przerwie jest niesamowitym doświadczeniem. Ukazuje nam jak na dłoni jak bardzo się zmieniliśmy, jak zmieniło się nasze patrzenie na świat, nasza wrażliwość, nasz sposób wartościowanie różnych faktów i zjawisk.

Tym razem zacząłem czytać „Wazę Króla Priama” w perspektywie savoir vivre.

W pierwszym rzędzie zwróciłem uwagę na to, że całe towarzystwo prowadzi tam podręcznikowe wręcz rozmowy towarzyskie. Rozmawiają o wielkiej kulturze, o historii sztuki, mitach greckich, archeologii, estetyce, historii Europy.

Po drugie, już w początkach śledztwa punktem wyjścia jest refleksja na temat stopnia przestrzegania przez poszczególne osoby etykiety.

Jeden z detektywów amatorów zwraca uwagę na to, że dwa małżeństwa: profesor z żoną i docent z żoną weszły do budynku w niewłaściwej kolejności. Etykieta nakazuje, by najpierw wszedł profesor z żoną, a potem docent z żoną, a oni weszli w odwrotnej kolejności. Dlaczego? Musiał być jakiś ważny powód – stwierdza nasz detektyw amator i dochodzi do wniosku, że docent nie chciał, żeby profesor się zorientował, ze zna on niektórych z obecnych w budynku cudzoziemców.

Drugi detektyw-amator zauważa, że profesor witając się z jednym z niemieckich naukowców nie wymienił swojego nazwiska choć we wszystkich innych wypadkach to robił i że Niemiec również się nie przedstawił, co by oznaczało, ze panowie zdradzili coś co chcieli ukryć, a mianowicie to, ze się znają.

Mała lekcja savoir vivre w stylu „bawi i uczy”. To cieszy.

Pies, kot i alergicy

Na mój materiał pt. „pies w autobusie” zareagowały natychmiast (pozytywnie) dwie osoby. Jedna z nich zaakcentowała problem stawiania zwierząt na równi z ludźmi, druga problem psich odchodów na chodnikach i trawnikach. Obie namawiają mnie na pisanie kolejnych materiałów na temat zwierząt.

Takich materiałowi napisałem już wiele. Cześć z nich jest na mojej stronie w rubryce „Zwierzęta”. Jeszcze więcej znaleźć można w rubryce „Odpowiadamy na pytania”.

Zwierzęta wielu ludziom przynoszą liczne radości, ale ci ludzie często nie zauważają, ze innym ludziom te zwierzęta przynoszą różnorodne materialne, zdrowotne i psychiczne straty czy kłopoty, stres itd.

Zauważaliby to, gdyby brali pod uwagę dobro tych innych, gdyby trzymali się zasad i wskazań savoir vivre i etykiety. Przykłady można mnożyć.

Poruszę tu, na razie, jeden problem.

Właściciele zwierząt bardzo często zapominają np., że świat roi się dziś od osób uczulonych na sierść kota czy psa, na ptaki itd., osób, którzy zapłacą wysoka zdrowotna cenę za to, że oni swoim milusińskim na wszystko pozwalają i w związku z tym wszędzie pełno ich sierści. Tutaj żarty się ki kończą i nie chodzi już tylko o bon ton, ale o czyny, które mogą znaleźć swoją kwalifikację moralną i prawną.

Właściciele zwierząt irytują się, gdy pensjonaty i hotele odmawiają pobytu ich ulubionym zwierzętom. Gdy hotelarze się ugną cenę za to płacą alergicy.

Właściciele zwierząt są oburzeni, gdy udają się z nimi na morską plażę i widzą zakaz wstępu dla psów. Lamią ten zakaz nagminnie. Płacą za to alergicy (i zresztą nie tylko).

Kochajmy pieski i kotki, ale, na Boga, pamiętajmy i o ludziach.

Pies w autobusie

Wsiadłem wczoraj do autobusu i nie mogłem usiąść na upatrzonym miejscu, bo przejście tamował wielki pies rozwalony na podłodze. Postałem chwilę czekając aż właścicielka go usunie, ale ona ani drgnęła. Poszedłem zatem w drugą stronę autobusu w poszukiwaniu miejsca.

W savoir vivre jest taki dział, który na mojej stronie sygnalizuje nazwa „Zwierzęta”. Jest to wbrew pozorom dość obszerny dział. Dotyka bowiem wszystkich problemów jakie mogą pojawić się w związku ze zwierzętami i określa obowiązki ich właścicieli. Każdy kto posiada jakieś zwierzę odpowiada za nie w pełni, za jego zachowane i szkody, które to zwierzę spowoduje. Obowiązuje też, wydawałoby się oczywista, zasada, że człowiek jest zawsze ważniejszy od zwierzęcia.

Jeśli więc ktoś przewozi swoje zwierzę autobusem musi tego dokonać w ten sposób, by ono nikomu w żaden sposób nie przeszkadzało (na ile to oczywiście tylko możliwe) i by w nikim nie powodowało żadnych negatywnych emocji (strachu, obrzydzenia itd.)

Jeszcze 15 lat temu, to co powyżej napisałem bym zaraz skasował uznając, że śmieszne jest dzielenie się z innymi truizmami. Dziś jednak, niestety, to nie są już truizmy. Coraz więcej właścicieli zwierząt traktuje zwierzęta (szczególnie psy) jak ludzi (np. jak dzieci)i wymusza na innych, by też tak je traktowali.

Powoli dochodzi do tego, że zwierzętom wolno o wiele więcej niż ludziom (np. dzieciom), no bo „to zwierzęta i swoje prawa mają”. Gdyby na podłodze w autobusie położyło się dziecko tarasując drogę pasażerom jego matka czy opiekunka oraz inni pasażerowie zareagowaliby zdecydowanie.

Baronowa Rothschild w swoim podręczniku „Savoir vivre w XXI wieku” poświęca jeden rozdział psom. Zaczyna go od opisu swojej miłości do ulubionego psa. Pisze o tym jak pozytywnie ten pies zmienił jej życie, ile radości jej daje itp.

Następnie, niejako przy okazji, pisze o obowiązkach właściciela psa. Pies musi być czysty, wykąpany i wyczesany i dobrze wychowany. Musi umieć chodzić na smyczy i chodzić na niej zawsze tam, gdzie jest dużo ludzi. Musi umieć grzecznie i niezauważalnie siedzieć pod krzesłem właściciela, gdy jest on z nim poza domem. Nie może nigdy atakować innych psów i szczekać poza domem w miejscach, gdzie mógłby przeszkadzać ludziom. Pies nie może przeszkadzać sąsiadom ani jakimkolwiek innym ludziom. Jeżeli tego wszystkiego nie umie to jego właściciel musi zrobić coś takiego żeby było tak jakby to wszystko pies umiał.

Podsumowując źle wychowany pies to znaczy źle wychowany właściciel.

Dlaczego pan pali papierosy?

Jestem palaczem. Przyznaję się bez bicia. Nie ma to jednak żadnego wpływu na to, co piszę na ten temat w związku z savoir vivre. Niczego w tej perspektywie nigdy nie wymyślam. Referuję tylko to co jest wskazaniem savoir vivre czy etykiety i co potwierdzają podręczniki savoir vivre czy to sprzed 100 lat czy sprzed 2 lat, czy to polskie czy niemieckie, angielskie, włoskie, hiszpańskie itd. (wszystkie one mówią jednym głosem).

Często zdarza mi się, że podchodzi do mnie ktoś znajomy (czy ktoś, kto mnie tylko zna z takiego czy innego widzenia, a ja go nie znam) i zaczyna rozmowę w ten sposób: „To Pan pali? To mnie zaskakuje”; „Dlaczego Pan pali? Nie wie Pan, że palenie szkodzi”; „Kiedy wreszcie rzuci pan palenie” itp., itd.

Jest taka zasada savoir vivre (jedna z podstawowych zasad), która brzmi: „Nigdy nie mówimy z drugim człowiekiem o jego wadach, nie wytykamy mu ich, nie komentujemy ich”.

Nie jest zatem stosowne, co dla wszystkich chyba jest oczywiste, że np. otyłej kobiecie nie mówimy: „Ale pani jest gruba. Niech pani mniej je”; „kiedy pani wreszcie zacznie się odchudzać’ itd.

Identyczną niestosownością jest mówienie palaczowi o jego paleniu.

Tak jak otyłość pani X jest sprawą prywatną pani X i nikt nie ma prawa tego komentować, tak palenie pana Y jest sprawą pana Y i nikt nie ma prawa tego komentować.

Typ kieliszka i smak wina

Dziś w restauracjach mamy do czynienia raczej tylko z jednym typem kieliszka. Jest to kieliszek prosty i stosunkowo duży z cienkiego, niekolorowego szkła. Czasami są to dwa typy kieliszków różniące się tylko wielkością (do wina białego i czerwonego; jeden z nich służy też do podawania wody i napojów bezalkoholowych). W przeciętnym sklepie gospodarstwa domowego tez nie ma dużego wyboru kieliszków. Pojawiają się poza kieliszkami do wina białego i czerwonego kieliszki do szampana i koktajli.

Ten fakt wiąże się z jakimś trochę barbarzyńskim traktowaniem wina. Brigitte Nagiller w swojej świetnej książce pt. „Styl i dobre maniery. Jak zachować klasę w każdej sytuacji” (Tłumaczenie A. Jezierska-Wiśniewska, E. Hahn, J. Żuławski, Wydawnictwo Helion, Gliwice 2007) proponuje dokonanie takiego eksperymentu. Należy kupić butelkę dobrego wina i zdobyć kieliszki różnych, wielu, typów. Następnie wlać to wino do tych wszystkich kieliszków i z każdego go spróbować. Okaże się, że będzie miało w każdym nieco inny smak, a w jednym będzie smakować wyraźnie najlepiej (s. 175).

Kształt i wielkość kieliszka mają wpływ na odczuwanie zapachu i smaku wina. Nie bez powodu savoir vivre wyróżnia dla wielu gatunków w wina specjalne kieliszki. I tak np. kieliszek do wina burgundzkiego jest okrągły i przypomina puchar, a kieliszek do bordo jest wysoki i stosunkowo wąski.

Herbata w filiżance

Savoir vivre i tolerancja

W materiale pt. „Komórka, miłość bliźniego, szacunek dla innych” napisałem komentując zjawisko głośnego rozmawiania przez komórkę w autobusie i stwierdzając, że z punktu widzenia savoir vivre takie zachowanie jest absolutnie niedopuszczalne: „O tym wszystkim możemy przeczytać w licznych podręcznikach savoir vivre. Kto zaś tego nie przeczyta, kto się do tego nie zastosuje, kto będzie odbierał telefony wszędzie i w obecności innych niech zdaje sobie sprawę z tego, że będzie to świadczyć nie tylko o braku dobrego wychowania, ale również o braku, miłości, życzliwości i szacunku dla innych, że jest to znak prostactwa, lekceważenia obecnych, egoizmu”.

Osoba podpisująca się jako ks. Jacek D-B poczuła się chyba osobiście dotknięta, ponieważ zareagowała bardzo ostro pisząc między innymi: „Autor szafuje epitetami, więc ja też sobie pozwolę. Zgodnie ze stwierdzeniem Juliana Tuwima, że powiedzieć o kimś 'idiota' to nie obelga, lecz diagnoza. Uważasz kotku, że w autobusie nie można rozmawiać ze znajomym siedzącym, lub stojącym obok?”

Zapewne chodziło o słowo „prostactwo”. Po pierwsze, nie kierowałem go do nikogo bezpośrednio, personalnie. Po drugie, nie tylko w języku savoir vivre, jest to faktycznie diagnozą. Termin ten zasadniczo różni się w swej naturze od epitetów „idiota” i „robaczku”. Ma bowiem w istocie swoje precyzyjne, techniczne znaczenie: „brak znajomości podstawowych form etykiety i zachowanie spowodowane takim brakiem”.

Musimy zdawać sobie z tego sprawę, że ludzie dobrze wychowani ocenią nas jako prostaków (ale oczywiście w oczy nam tego nie powiedzą), gdy będziemy np. hałaśliwie zachowywać się w restauracji czy przyjdziemy na jakąś uroczystość z krawatem tak zawiązanym, że odwrócony trójkąt stanowiący jego zakończenie będzie znajdował się dwadzieścia centymetrów powyżej paska.

Jeżeli osoba podpisująca się jako ks. Jacek D-B poczuła się dotknięta moimi słowami to wyrażam swoje głębokie ubolewanie i wyjaśniam, że nie miałem intencji obrażenia kogokolwiek, a tylko chciałem przestrzec przed konsekwencjami wszystkich tych zachowań, które łamią w sposób drastyczny zasady etykiety.

Słowa prostactwo jednak nie cofam. I tu dochodzimy do tego problemu, który został ujęty w tytule ma. Zjawisko tolerancji w świecie savoir vivre nie funkcjonuje w odniesieniu do zachowań sprzecznych z etykieta. Nikt, w pierwszym rzędzie, nie będzie tolerował zachowań, w ramach których ktoś z premedytacją łamie zasady etykiety. I tak np. podręczniki savoir vivre mówią zgodnie jednym głosem, ze jeżeli ktoś użyje w naszej obecności wulgarnego słowa należy natychmiast przywołać go do porządku, a gdy to się powtórzy opuścić jego towarzystwo. Jeśli ktoś zachowa się niestosownie lub, jeszcze gorzej, popełni jakiś czyn niegodny, mamy prawo nie podać mu ręki na przywitanie czy pożegnanie (jeżeli już musimy się z nim zetknąć). Mamy tu do wyboru dwie opcje. Pierwsza jest taka, że w momencie powitanie czy pożegnania robimy krok do tyłu tak, że ta druga osoba nie wyciąga do nas ręki. Powitanie lub pożegnanie następuje zatem bez podania ręki. Takie zachowanie nie musi oznaczać całkowitego zerwania stosunków. Druga opcja jest taka, ze dana osoba wyciąga do ans rękę, a my jej nie przyjmujemy. Nasze zachowanie jest zgodne z savoir vivre i etykietą, ale oznacza całkowite zerwanie stosunków.

Zamiast tolerancji funkcjonuje w świecie savoir vivre zasada „nikomu nie wolno robić przykrości, ani nikogo nie wolno obrażać” (jeśli ktoś obrazi się z powodu naszego zachowania podyktowane etykietą nie odpowiadamy za to) oraz zjawisko (a raczej cnota) wyrozumiałości. Wyrozumiałość okazujemy wtedy, gdy ktoś złamał zasady savoir vvre czy etykiety bez premedytacji ( z barku wiedzy, ze zdenerwowania itp.) lub jednorazowo, wyjątkowo pod wpływem silnych i uzasadnionych emocji.

Osoba przedstawiająca się jako ks. Jacek D-B użyła w odniesieniu do mnie, między innymi, wołacza „Robaczku” łamiąc tym samym na raz kilka fundamentalnych zasad savoir vivre i etykiety. Nie jest ważne w jakim miejscu i okolicznościach ktoś wobec kogoś powiedział „Robaczku”. Ważne jest to, ze określenia „Robaczku” mogą wobec siebie używać tylko osoby bardzo zżyte. W innych wypadkach jest to niewłaściwe, więcej niestosowne i obraźliwe, bo zawierające znaczny ładunek lekceważenia.. To tak jakby np. podszedł do mnie jako wykładowcy student pierwszego roku i powiedział „Stasiu”.

Nie znam osoby przedstawiającej się jako ks. Jacek D-B. Nie mogę zatem znaleźć wystarczających podstaw do wykazania wyrozumiałości. Posiłkując się jednak wspaniałomyślnością (postawa, która skłania miedzy innymi do dosztukowania się dobrych intencji i okoliczności łagodzących) i wielkodusznością (postawa skłaniająca do wybaczania i puszczania w niepamięć) będę wyrozumiały.

Warto w tym miejscu mocno podkreślić, że ten BLOG stanowi fragment świata savoir vivre i każdy kto wkroczy do tego świata powinien to przyjąć do wiadomości i stosować się na jego terenie do ogólnych zasad savoir vivre i szczegółowych wskazań etykiety. Osoby ignorujące tę regułę będą z naszego świata usuwani (usuwane będą ich wpisy), tak jak ze realnego świata savoir vivre usuwani są wszyscy ci, którzy nie szanują jego wartości.

Siedzimy w autobusie

Savoir vivre nakazuje nam zawsze myśleć o innych, pamiętać o ich dobru, dobrym samopoczuciu, wygodzie.

Ludzie często nie realizują tych wskazań w autobusie. Jeden drobny przykład. Gdy są dwa siedzenia obok siebie i na jednym z nich ktoś już siedzi, to gdy ta druga osoba siada, ta pierwsze nie tylko powinna się maksymalnie podsunąć do krawędzi siedzenia, ale zrobić więcej miejsca również w ten sposób, że ręce przenieść na swoje ciało (a nie trzymać je wzdłuż ciała. Szerokość siedzeń w autobusach jest taka jakby ich konstruktorzy zakładali, że ludzie pozbawieni są rak.

Niewygodę współpasażerów często powodują mężczyźni, którzy siadając rozkładają szeroko (brzydko) nogi. Skutek jest taki, że kobieta (albo i mężczyzna) siedząca obok musi albo zgadzać się na to, aby noga mężczyzny dotykała jej nogi, albo niewygodnie ścieśnić swoje nogi.