A A A

Moda dla dzieci czy moda na dzieci?

Specjaliści od historii mody twierdzą, że aż do końca XIX w. ubierano dzieci dokładnie tak samo jak dorosłych. Tak więc np. za Henryka Walezego nie tylko szyje sześcioletnich chłopców z wyższych sfer zdobiła krępująca ją kryza, ale nawet szyję dwumiesięcznego niemowlaka. Jakie ci historycy mają na to dowody? Źródłem ich wiedzy są dzieła malarzy i płaskorzeźby na pomnikach nagrobnych.

Należy zatem przyjąć, uznając, że nasi przodkowie mieli jednak chyba więcej zdrowego rozsądku, że były to odświętne czy, jak kto woli, oficjalne stroje dzieci. Na co dzień wkładały one więc raczej mniej krepujące ubiory odpowiadające codziennym bądź myśliwskim czy wojskowym ubiorom dorosłych. Zresztą, jak twierdzą ci sami fachowcy, dotyczyło to bardzo wąskiego grona elit. Dzieci biedniejszych obywateli donosiły po prostu zniszczone już i odpowiednio skrócone stroje mamy i taty. W okresie restauracji dziewczynki, znowu oczywiście tylko z wyższych sfer, nosiły krynoliny – długie suknie poszerzające biodra oraz kapelusze, a chłopcy od 5 roku życia zakładali frak i cylinder. Specyficzna moda dziecięca pojawiła się pod koniec XIX w. Była to moda „na sportowo” – luźno i wygodnie, ale jednak bardzo elegancko, tak elegancko, że niektórzy twierdzą, że ubranka te miały bardziej charakter przebrania. Dzieci wyglądały w nich bowiem „jak lalki”. Chłopiec miał bluzę z krawatem, marynarskie spodnie i kapelusz na głowie, a dziewczynka bluzę wypuszczoną na spódnicę sięgającą lekko poniżej kolan.

Dopiero w okresie międzywojennym pojawiła się tendencja ubierania dzieci w stroje całkowicie swobodne przeznaczone do zabawy, choć moda na różne przebieranki wcale nie znikła.

Jak jest dzisiaj? Moda dziecięca jest bardzo rozbudowana i kształtuje się w kilku płaszczyznach. Jest więc moda na estetyczne ubranka praktyczne, bardzo swobodne. Jest również moda proponująca przebieranie dzieci „jak lalki”. Są to kosztowne stroje dziecięce, które do piaskownicy się ewidentnie nie nadają. Jest wreszcie moda ubierania dzieci, szczególnie dziewczynek, dokładnie tak jak dorosłych (np. spódniczka mini, krótka wydekoltowana koszulka odsłaniająca pępek – a zatem strój „ala mała ladacznica”).

Moda w tych dwóch ostatnich płaszczyznach ma wbrew pozorom wielu zwolenników wśród rodziców. Wiele małżeństw ma bowiem dziś jedno dziecko i rodzi się ono, gdy rodzice są już poważnymi i majętnymi trzydziestolatkami. Skutek tego jest taki, że to dziecko traktuje się jak małego bożka. Wydziwia się więc przy nim i cuduje, czego skutkiem jest często przekształcenie się rozkosznego brzdąca w małego egoistę i potwora. Jedna moja mądra znajoma powtarza zawsze: dzieci dzielą się na czyste i szczęśliwe. Najbardziej czyste są te wychuchane i przebrane, poddane modzie lansowanej przez kolorowe czasopisma.

Można by więc powiedzieć, podsumowując powyższe rozważania, że w strojach dzieci tak naprawdę wiele się nie zmieniło. Jesteśmy tylko bardziej eklektyczni niż nasi przodkowie i naśladujemy ich wszystkich razem wziętych, mieszamy style i tendencje.

Nowością i to całkowitą nowością wydaje się być jedno: stroje przeznaczone kiedyś tylko dla dzieci i tylko dla nich stosowne zaczynają nosić dorośli, nawet ci, którzy przestali być dziećmi jakieś dobre 60 lat temu. Stąd na ulicach naszych miast tylu wiekowych panów w krótkich majtkach i pań w wieku balzakowskim w niemowlęcych śpioszkach. To zjawisko bierze się chyba stąd, że nie ma dziś jakiejś wyraźniej cezury dziecięctwa. Taki chłopczyk czy dziewczynka kończy powiedzmy 16 lat i dalej ubiera się i zachowuje jak dziecko. Wrzeszczy, biega w kółko, tarza się po ziemi, nie potrafi usiedzieć na miejscu i tylko figle mu w głowie. Ten fenomen najlepiej znają nauczyciele. „Dzieciaki” te kończą następnie 20, 30 i 40 lat i dalej tak samo się ubierają i zachowują. Gdy rozglądamy się po ulicy można niekiedy odnieść wrażenie, że są w większości.

Moda na dziecięcy luz i dziecięcy brak odpowiedzialności, dziecięcy brak hamulców i brak kultury i nie poddawanie się zasadom świata dorosłych zdominowała chyba przełom XX i XXI wieku.

Nie można się jej poddawać. Trzeba dzieci wdrażać powoli do dorosłego życia również w perspektywie stroju pamiętając o starym mądrym perskim przysłowiu, które mówi, że zewnętrzny wygląd człowieka jest stroną tytułową jego wnętrza. Należy więc wprowadzając dziecko w różnych perspektywach w świat dorosłych ubierać je od pewnego oczywiście momentu (powiedzmy 12 lat) w klasyczne, oficjalne stroje dorosłych i przebierać w dziecięce ubranka, gdy będą powracać do świata dzieci. Ich pobyt w naszym świecie będzie się coraz bardziej przedłużał aż pewnego dnia w nim pozostaną jako osoby już naprawdę dorosłe i dojrzałe.

Stanisław Krajski