A A A

Ewa Krajska, Jak cię widzą, tak cię piszą

Czy w czasach, w których trudno nieraz odróżnić ekspedientkę od ulubionej gwiazdy filmowej, prawdziwe jest jeszcze stwierdzenie zawarte w tytule? Globalizm, masowość mody sprawiają, że te same stroje nosi się w Warszawie, Paryżu, Nowym Jorku, Tokio, słowem - wszędzie.

Demokratyzacja społeczeństw zlikwidowała różnice między tzw. niższymi i wyższymi warstwami. Dawniej specjalne ustawy regulowały, jakie stroje są zastrzeżone wyłącznie dla warstw uprzywilejowanych. Mężatki nie mogły ubierać się jak panny. Nawet poszczególne grupy zawodowe miały swoje charakterystyczne ubiory, a przynajmniej niektóre jego elementy. Dziś to już przeszłość, materiał do badań dla specjalistów z różnych dziedzin. Jedynym wyróżnikiem ubioru staje się objętość portfela, którego widocznym znakiem jest często metka z nazwą drogiej i znanej firmy. Mniej zamożnym pozostają chińskie "podróbki", powszechnie dostępne i dla każdego.

Masowość mody jednak, podobnie jak masowa kultura, wytworzyła komercjalizację także w tej dziedzinie naszego życia. Komercja nie ma wiele wspólnego z prawdziwą sztuka, tak jak skomercjalizowana moda daleka jest od prawdziwej umiejętności ubierania się, nie mówiąc już o elegancji. Stąd obserwować można dziś prawdziwe pomieszanie, powszechny brak elementarnego wyczucia, gdzie i kiedy włożyć jaki strój.

I tak w urzędach oglądamy urzędniczki ubrane jak na bal albo półnagie w okresie letnich upałów, studentów przychodzących na egzaminy w wytartych dżinsach, panie na górskich szlakach w butach na obcasie, ubrane na sportowo rodziny w teatrze itd., itd. A przecież najmodniejsza nawet kreacja, ostatni krzyk mody niekoniecznie świadczy o nas dobrze, gdy nosimy go w nieodpowiedniej sytuacji.

Strój to nie tylko sprawa gustu czy większych lub mniejszych możliwości finansowych. To, jak się ubieramy, często świadczy o naszym dobrym wychowaniu lub też o jego braku. Dobre wychowanie, a w tym nasz wygląd, to nie tylko konwencja, utarty zwyczaj. Jest to forma, która wyraża nasz stosunek do innych ludzi. Przysłowiowe już pójście do cioci na imieniny w dżinsach jest okazaniem jej lekceważenia. Olśniewająca kreacja nałożona na ślub koleżanki może, przyćmiewając strój panny młodej, sprawić jej przykrość. Wizytowy strój na górskim szlaku śmieszy i może być wręcz niebezpieczny. Starsza pani w mini budzi politowanie, polityk występujący publicznie w rozchełstanej koszuli nie okazuje należnego szacunku swoim słuchaczom.

Przykłady można mnożyć, spotykamy je na każdym kroku. Najbardziej rażącym przykładem jest ubiór nakładany do kościoła. Niestety, nie należy do rzadkości widok mamy prowadzącej na niedzielną Mszę świętą córkę w szortach, leginsach czy przezroczystej bluzce. A przecież jest to miejsce, którego wyjątkowość wymaga szczególnego podkreślenia właściwym strojem. Jeszcze nie tak dawno przecież w szafach naszych babć i mam wisiało ubranie nakładane tylko w niedzielę.

Powie ktoś, że czasy się zmieniają, moda również. To prawda. Ale prawdą jest także to, że strój, jakikolwiek by nie był, jest znakiem czegoś, coś wyraża, czemuś służy. Obserwując dzisiejszą ulicę, trudno oprzeć się wrażeniu, że jedynym, a przynajmniej głównym celem wyboru określonych strojów jest chęć zwrócenia na siebie uwagi, zaszokowania, udowodnienia za wszelką cenę, że zna się najnowsze nowinki lansowane przez kreatorów mody. Może warto przyjrzeć się naszej garderobie nie tylko pod kątem jej zgodności z aktualną modą. Nasz strój musi być dostosowany do okoliczności, do naszego wieku, miejsca, charakteru wykonywanej pracy. Przestrzegając tych zasad, będziemy zawsze dobrze ubrani.